Wspólne forum dyskusyjne stron:
www.aliens.ibt.pl
aliens.g4sa.net
www.fiorina.prv.pl

| PROFIL | REJESTRACJA | LOGOWANIE | SZUKAJ | TEMATY | UŻYTKOWNICY | PRYWATNE WIADOMOŚCI |
<< Poprzedni temat :: Nastepny temat >>   Strona: 1, 2, 3  Następna Tematy    Napisz nowy temat    Odpowiedz do tematu
Autor Temat: ALIENS : THE SOURCE OF AN EVIL
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430

ALIENS : THE SOURCE OF AN EVIL

ALIENS : THE SOURCE OF AN EVIL
SECOND DRAFT, 02.01.2004



Rozdział I

Cienie tańczyły wokół mnie. Nie wiedziałem co było źródłem światła. Nie mogłem sie nawet poruszyć. Wisiałem dwa metry nad ziemią, wkomponowany w ścianę. Miałem wrażenie, że gdyby ktoś mnie wtedy zobaczył, pomyślałby, że jestem jej częścią. Poczułem jak jakieś pająkopodobne zwierze wspina się powoli, wzdłuż mojego tułowia, trzymając się kurczowo koszuli, w jakiej kładłem się do kabiny hibernacyjnej. To była ostatnia rzecz jaką pamiętałem przed przebudzeniem. Teraz wisiałem tutaj, nieświadomy zamiarów jakie miał wobec mnie wielopalczasty stwór o długim, giętkim ogonie, który właśnie zaciskał się na mojej szyi.
Krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem. We wnętrzu mrocznej pieczary odpowiedział głos starszego szeregowego Rifflemana.
- To pan, kapralu Barson?
Nie mogłem odpowiedzieć, twarzołap zakneblował mi usta i zacisnął palce z tyłu mojej głowy. Poczułem jak moje zęby same się otwierają, a do przełyku wpełza obleśna, organiczna rurka.
- Kapralu, jest pan tam? - powtórzył Riffleman.
- Już po nim. Jego też dorwały. Wkrótce z nami zrobią to samo. O ile już tego nie zrobili. - Usłyszałem kolejny głos. A może to zmysły płatały mi figla? Szumiało mi w uszach, miałem wrażenie, że jestem pod wodą. Głos się powtórzył. Należał do szeregowej Meg Pawn, świetnej policjantki. Szkoda tylko, że wszystko wskazywało na to, iż swoimi zdolnościami już sie nie wykaże.
Kiedy poczułem, ze potwór przejmuje nade mną kontrolę i żaden opór w postaci zaciskania zębów sie nie powiedzie, zwierze ustąpiło. Rozluźniło uścisk, spełzło ze mnie i opadło na ziemię. Po czym, zniknęło w mroku. Światło o bardzo małym natężeniu zgasło, a wraz z nim cienie tańczące na ścianach. Natychmiast odzyskałem mowę.
- Riffleman, Pawn, słyszycie mnie? - Potwierdzili. - Gdzie reszta, co ta za diabelskie miejsce i niech ktoś, do cholery, powie co jest grane?! Z przeciwległej ściany odezwał się głos niewidzialnego rozmówcy.
- Speed i Turnpile są tutaj. Wiszą tak jak my, ale nie są szczególnie rozmowni. Jakiś szok albo coś... Hm, a co do tego pytania, co jest grane, to wiemy tyle, co pan, czyli szajs...
Przyjąłem słowa Pawn ze spokojem, nurtowało mnie jeszcze jedno pytanie.
- A koloniści ?
- Z tego co wiem, tutaj nie ma ich na pewno. - To Riffleman - Zabrali ich ... gdzieś indziej...
Nagle trzask, ruch olbrzymich wrót. Błękitne światło zalało pomieszczenie, zupełnie jak w marnych opowieściach o kosmitach. Dwie postacie trzymające w rękach pochodnie. Postacie o nietuzinkowych rozmiarach. Każdy dwukrotnie przewyższający człowieka wzrostem. Jeden z nich zbliżył sie do mnie. Światło pochodni oświetliło jego twarz. To nie mógł być człowiek. Jego oczy... Puste, bezduszne i złowrogie. Całkiem martwe. I ten dziwny przewód, który łączył twarz olbrzyma z jego klatką piersiową. Urządzenie do oddychania ? Być może. Miał na sobie ubranie przypominające szaty starożytnych Rzymian. Lecz te szaty były takie inne, zupełnie obce.
Olbrzym był nieprawdopodobnie wysoki, ale, zarazem, bardzo szczupły. Niczym żywy kościtrup. na powierzchni ubrania olbrzyma wyraźnie rysowały sie zewnętrzne żebra. W jego ręku trzymał takiego samego stwora, jaki przed kilkoma chwilami próbował mnie udusić. Rzucił mi go na twarz. Pająkowate stworzenie, jekby na przekór oczekiwaniom olbrzyma, opadło na ziemię, nawet nie próbując zaciskać sie na mojej głowie. Nie rozumiałem tylko dlaczego pająk nie atakował olbrzyma, który widocznie musiał wpaść w furię i już zamierzał mnie rozgnieść swoją póltonową pięścią, kiedy upiorny gmach zachwiał się w posadach. Trzęsienie ziemi ! Nie, to zdecydowanie nie to. Ze szczytu kopuły, którą oświetlało błękitne światło pochodni, zaczął się sypać gruz. Po chwili powstało pękięcie, które sukcesywnie zaczeło się powiększać do momentu gdy...
Wśród chaosu wywołanego trzęsieniem i kurzem, do środka wdarło się kilku osobników uzbrojonych w prymitywny oręż, typu topory i włócznie. Osobnicy należeli do tego gatunku co nasi oprawcy, ale byli, najwyraźniej, wrogo do nich nastawieni.
Pierwszy z nich, uzbrojony we włócznię, skoczył, obrócił się zwinnie i przebił na wylot olbrzyma, który zamierzał mnie uderzyć.
Drugiemu roztrzaskano głowę toporem. Miałem nadzieję, że dyszący chęcią mordu wojownicy nie dobiorą nam sie do skóry i nie zaszlachtują jak świnie. Nadzieje się sprawdziły. Nie zabili nas. Wręcz odwrotnie - oswobodzili z niewygodnej pułapki na ścianie. Dopiero kiedy dotknąłem nogami ziemi, zdałem sobie sprawę z ogromu tego miejsca. Wyglądąło jak wnętrze klatki piersiowej jakiegoś stworzenia. Miałem wrażenie, że te ściany, przypominające żebra, żyją...
Nie miałem czasu na długą kontemplację, bo olbrzymie wrota ponownie się rozstąpiły, a do pomieszczenia wbiegły one. Dzieci samego diabła. Błękitne światło odbijało się od ich gładkich czaszek i ociekających gestą śliną zębów. Były niesamowicie szybkie i zwinne. I nade wszystko przerażające. Pierwszy, w biegu, skoczył prosto na olbrzyma uzbrojonego we włócznię. Tamten pokazał, że nie ustępuje szybkością napastnikowi i zdołał wykonać obrót, po czym zadał błyskawiczny cios, przebijając hitynowy pancerz obcego na wylot. Z cielska potwora zaczęła wyciekać, gęstym strumieniem, żółta, skwiercząca ciecz.
- To bydle ma kwas we krwi - powiedziałem to, co wszyscy widzieli. Nie było czasu. Pawn, Rifflema, Turnpile i ja rzucilismy się w stronę wyjścia. Grube liny, którymi dostali się do środka wojownicy były dla nas za wysoko.
Drugi obcy skoczył prosto na olbrzyma z włócznią. Tamten nie miał już więcej szczęścia. Zrobił unik. Za wolno. Jego głowa potoczyła się po ziemi. Prosto pod nogi Turnpile' a . Żaden olbrzymów nie wydał najmniejszego dźwięku. W przeciwieństwie do szeregowca, który zaklął szpetnie. O połowę niższy od olbrzymów obcy, otrzymał potężny cios toporem w czaszkę, zaskrzeczał nieludzko, runął na ziemię, po czym ponowił atak. Olbrzym ciął go jeszcze raz, długim ostrzem maczety przez pierś. Trysnął kwas.
Któryś z olbrzymów chwycił Rifflemana za ubrania i podrzucił wysoko w górę. Zdrętwiały przez długi pobyt w hibernatorze żołnierz, zareagował błyskawicznie. Złapał linę i rozpoczał wspinaczkę na górę. Po chwili pozostali, także ja, wspinaliśmy się po grubej linie ku wyjściu. Rozpędzony obcy wpadł na olbrzyma z maczetą. Obaj upadli na ziemię. Monstrum wyrawało mu broń. Przerwałem wspinaczkę, aby spojrzeć w dół i zobaczyć jak potwór rozrywa olbrzyma swoimi mocarnymi szponami na strzępy.
Było wysoko. Widziałem jak Pawn dociera do pęknięcia i znika po drugiej stronie. Nasi wybawcy zdecydowali się na odwrót. Na przeciw mnie wspinał się Turnpile. Obcy oddał potężny skok, chwycił się tej samej liny, na której wisiał szeregowy. Joy Turnpile zatrzymał się, spojrzał w dół. To był błąd. Przywitały go upiorne zęby. Mężczyzna zamarł. Strach wbił sie w jego trzewia i całkowicie przejął nad nim kontrolę. Obcy sięgnął po niego. Straszliwy krzyk żołnierza jeszcze długo brzmiał w mojej głowie. Olbrzym, który wspinał się ostatni, wrócił się i odrąbał linę, której trzymał się obcy. Potwór i zwłoki Turnpile'a runęły na dno pieczary.
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-06 13:02:57
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Vysogotek
Weyland Yutani



Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700



Po pierwsze brak spojnoscilogicznej.
SAkoro glowny bohater nie umial nawet zlokalizowac zrodel swiatla, z czego wnisokuje ze byl z deka otepialy, to jak udalo mu sie stwierdzic ze wisi dwa metry nad ziemia? to dosyc precyzyjny opis, zupelnie nie wspolmierny do tego co czytamy chwile wczesniej.
Poczul pajakowate zwierze wspina sie po nim?
Skoro byl otepialy to nie powinien czuc z byt duzo, po za tym to kolejne precyzyjne okreslenie, a nie zapominajmy ze bohater gowno widzi po za wszystkim wiec kwestia jest czy mozna wyczuc dlugi gietki ogon i duzo palcow. a zwlaszcza ogon.
Kuroczowo trzy6majace sie koszuli. Hmmm.
Fh raczej wyskakuja bardzo szybko i gwaltownie, niz wspinaja sie... wlasciwie to pierwszy przypadek kiedy slysze o czyms takim.
Dalej to samo.
W jaki sposob rozpoznal glos swojego towarzysza?
Tamten rowniez musial byc otepialy, Zwroc uwage na atmosfere panujaca wewnatrz ula obcych, (Aliens: Labirynth), drogi oddechowe powinny byc wyschniete na wior, a sluzowka nosa i jamy ustnej "Wypalona", w zwiazku z czym bohater nei moglbykrzyknac, a jego towarzysz odpowiedziec na tyle wyraznie zeby rozpoznali sie nawzajem.
W momencie kiedy fh dokonuje infekcji (Skad prawie nieprzytomny czlowiek jest w stanie uswiadomic sobie ze to twarzolap, skoro przed chwila uznal to za niezidentyfikowane stworzenie? Pamietajmy ze nie ma tu zewnetrznego narratora, wtedy wszytsko byloby ok, ale jest nim glowny bohater.)
faszeruje ofiare srodkami odurzajacymi (upraszczjac), po za tym ofiara doznaje szoku, wtapie wiec czy bylby w stanie rozpoznac psozgolen slowa, zrozumiec je, i wogole uslyszec.
Mialem wrazenie ze jestem pod woda? Ok, rozumiem to jako zwiekszone cisnienie bohatera.
Proponuje zebys wlozyl glowe do wany, i poprosil kogos zeby cos powiedzial.
Dodaj do tego szok, i cala reszte zewnetrznych czynnikow...
Watpie rowniez czy bohater bylby w stanie zastanawiac sie nad tym co jest rzeczywistoscia, a co nie, proces inkubacji jak juz pisalem powoduje szok, poniewaz nastepuje dosyc gwaltownie i brutalnie.

Fh nagle zaniechuje swojej podstawowej i jedynej funkcji, do ktorej teoretycznie powinien dazyc za wszelka cene, a bohater nagle odzyskuje trzezwosc umyslu?
bez sensu.
Nastepny fragment to kleska, co to ma byc niby? warcraft? Space jokeye jako prymitywna rasa poslugujaca sie maczetami?
Po za tym opisjest mocno nieprzejrzysty i malo czytelny
Litosci.
Space Jokey poprostu trzymajacy twarzolapa bez zachowania zadnych srodkow ostroznosci? nawet oslabionego? rzucajacy go na twarz bohatera? Litosci po raz drugi.
Ciag dalszy, te same zarzuty co poprzednio, watpie czy bohaterowie w tym stanie byliby w stanie zrobic cokolwiek po za padnieciem pyskiem na glebe, zryw i ucieczka jakos do mnie nie trafia.
Cala pozostala reszta napisana jest rownie malo przejrzyscie i chaotycznie, co wlasciwie uniemozliwia przyjmna lekture, do tego sporo bledow stylistycznych.
Co moge powiedziec...no....hmmmm...tytul mi sie podoba Razz
____________________________________
I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
2004-01-06 13:47:40
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Rogue
Hisss Majesty



Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321



Uwagi te same co Vyso, nie będę się powtarzał.
Pakudny pomysł z tymi maczetami, włóczniami i maczugami - epoka kamienia łupanego? Potrafili wybudować statek kosmiczny a nie potrafili jakiejs broni stworzyc? Troche to ... komiczne.

Tytuł - mnie się akurat nie podoba.
Przez całą sagę byliśmy uświadamiani że to człowiek jest źródłem zła, Obcy to zwierze, ktore chce przeżyć.
Jednak wiem jak cholernie trudno wymyslec tytuł..
No alee...

Aha - no i zero fabuły - od razu rzucasz czytelnika na głęboką wodę - wiem wiem, zabieg Hitchcocka ( tak sie pisze ? Razz ) ale... fabuła mile widziana - co oni tam robili? Po co? Ilu ich było?

No. Tak wygląda moje zdanie
____________________________________
SHIT HAPPENS
2004-01-06 14:06:21
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora 4152914 Odpowiedz z cytatem
Suchy
F161



MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965



Jako ze czytalem juz calosc dodam, ze nie ma sie co dopierdalac na samym poczatku, bo scenariusz wcale nie jest zly (nie mowie ze to rewelka Wink ) i czasem moze nawet zaskoczyc Very Happy Mnie osobiscie tez nie lezy pomysl z bronia z epoki kamienia lupanego. Dla mnie to biomechanoidy i nie pasuje mi zeby biegali z maczetami :p Ale powtarzam, ze bez czytania calosci nie ma sie co dowalac, gdyz np niektore zarzuty Vysa okaza sie bezpodstawne ale wyjasni sie samo pozniej - z tresci.
SIGNING OFF Wink
2004-01-06 14:15:36
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Vysogotek
Weyland Yutani



Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700



Oby suchy, bede naprawde bardzo mile zaskoczony jezeli okaze sie ze niemam racji.
____________________________________
I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
2004-01-06 14:20:09
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Rogue
Hisss Majesty



Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321

Suchy

" I hope you're right.. I really do .."

:DVery HappyVery Happy
____________________________________
SHIT HAPPENS
2004-01-06 14:42:07
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora 4152914 Odpowiedz z cytatem
HICKS
I'm here, baby! I'm here!



MODERATOR
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1850



Eeeee tam... czepiacie się. Mnie pomysł bardzo się podoba Wink. Vysogotek wymienił kilka wad z którymi ciężko się nie zgodzić, ale myślę iż to opowiadanie zaczyna się lepiej niż poprzednie.

Surtsey popełnia moim zdaniem zasadniczy błąd - pisze opowiadanie fanfiction na forum. Ewentualne poprawki, modyfikacja postaci i inne tego typu zabiegi są trudne do przeprowadzenia bo wszyscy śledzą rozwój akcji zapamiętując co ciekawsze szczegóły.

Czekam na dalszy ciąg mimo wszystko.
____________________________________
2004-01-06 18:35:21
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odpowiedz z cytatem
Mefisto
LOCO



Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-09-08
Posty: 1252

nie rozumiem

najpierw wysyłasz mi coś do sprawdzenia, a potem - następnego dnia publikujesz to na forum. Bez sensu. Nie odpisałem, bo nie miałem wczoraj czasu się tym zająć i dziś miałem odpisać. Może Suchar coś Ci nabazgrał, ale teraz chyba nie ma sensu, żebym cokolwiek poprawiał (w krytyce rozdziału pierwszego wyręczył mnie Vyso). Mogę na razie powiedzieć, że sam tytuł jest źle (bez "an") Smile
Poza tym zauważyłem wiele nieskładnych zdań - takich mało polskich, ale to każdemu się zdarza. Dziwi mnie tylko, że tak szybko to opublikowałeś, no ale czepiał się już nie będę.
____________________________________
- Hey, Mefisto, have you ever been mistaken for a Donald Duck ?
- No, have you ?
2004-01-06 19:59:10
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odpowiedz z cytatem
Kolabor
Uuuuu...



Major
Dołączył: 2002-09-08
Posty: 842



w sumie to zawsze ciagnelo mnie do pisania powiesci Smile
kiedy surt skonczy swoje (mam nadzieje ze pomyslnie) moze i ja wrzuce swoje malenstwo :P

narazie bede szlifowal Very Happy
2004-01-06 21:34:57
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość 1935635 Odpowiedz z cytatem
Majkel
THIS TIME IT'S WAR !



Captain
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 562



ale go "pojechaliscie" ...
postaral sie, napisal cos, a tu tylko krytyka... Very Happy
zeby sie Surtsey nie zniechecil teraz : /
2004-01-06 21:40:49
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odpowiedz z cytatem
Vysogotek
Weyland Yutani



Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700



No ja sie skupilem na samej spojnosci logicznej, stylistyka i gramatyka to jzu osobny rodzial.
Pisz Surt jak najbardziej, ale pamietasz? kiedys juz przy jakiejs innej okazji ktos ci dal rade ze jak juz cos napiszesz odloz to na tydzien do szuflady i dopiero przeczytaj, sam sie zdziwisz ile roznych bezsensownych zdan napisales.
I wteyd mozesz to spokojnie poprawic, odczekac znowu i tak w kolko, az uznasz ze tekst jest perfect i dopiero wtedy go wrzucic.
Jest to bardzo popularna metoda wsrod zawodowych pisarzy, wiec czemu nie mialbys sprobowac?
znznaczam z miejsca, pisz dalej, a na dobranoc, bo spac ide Very Happy, wkleje tylko jeden cytat:
[yellow]Nie miałem czasu na długą kontemplację, ponieważ olbrzymie wrota ponownie się rozstąpiły, a do pomieszczenia wbiegły one. Kuzyni samego diabła[/yellow]
jak one to kuzynki, nie kuzyni, po za tym sam szyk zdania wbiegly one jest niepoprawnyu gramatycznie i bardzo razi, dalej przy calym efekcie ktory starsz sie osiagnac takie slowo jak poniewaz, kompletnie nie pasuje do przyjetej przez ciebie stylistyki. I szczegolnie poprawnie tez to nie jest...
A to tylko jedno zdanie ;D...tylko analizowac slowo, po slowie calego tekstu zwyczajnie nie mam sily, zreszta i po co? Smile
Moja rada, czytaj co piszesz, mysl nad tym co piszesz, nie spiesz sie z pisaniem i tu zeby mnie zle nie zrozumiec, chodzi o sam proces tworczy, pospiech jest wskazany tylko...co? dobra no, no juz, ide sobie. Razz
____________________________________
I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
2004-01-07 07:36:01
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



Sorry, Mefi, myślałem, że nie masz czasu na czas nieokreślony, no i niecierpliwość wzięła nade mną górę Wink Ten typ tak ma :D




Rozdział II



Na zewnątrz przywitała nas burza i przenikliwy chłód. Krople
deszczu miały nienaturalnie wielkie rozmiary. Jak wszystko na
tej planecie. Już po kilku chwilach nasze ubrania, w których
byliśmy zamknięci w kapsułach hibernacyjnych, całkiem przemokły.
Wiatr był bardzo silny. Panował półmrok. Spojrzałem w górę,
wzrok przykuwał olbrzymi pojazd kosmiczny, który przypominał
kształtem literę U. Albo, może raczej, ogromny bumerang.
Błyskawica rozpłatała niebo i oświetliła nasze twarze. Wyprawę
przeżyło tylko dwóch olbrzymów. Kiedy obaj znaleźli się na
powierzchni, jeden z nich, uzbrojony w topór, odrąbał grube
liny, którymi uciekliśmy. Obcy zapewne nie musieliby używać lin,
gdyby nie fakt, że ściany były całkiem gładkie. Olbrzym
dzierżący maczetę wskazał nam drogę, jak zwykle, bez słów.
Kolejna błyskawica oświetliła lądujący pojazd i trzy okrągłe
wejścia , którymi mieliśmy dostać się do środka. Wiatr smagał
twarz. Kolejna błyskawica.
Wnętrze pojazdu przypominało budowle olbrzymów. Te same żebra
na ścianach. To samo dziwne uczucie mówiące, że te pozornie
martwe ściany... żyją. U naszych nóg opadała mgła, co nadawało
jeszcze większej niesamowitości i tajemniczości temu miejscu.
Poczułem, ze pojazd wzbija się do lotu. Nie znaliśmy planów
naszych wybawicieli, ani celu podróży, ale nie zamierzaliśmy
wracać do tamtego miejsca aby być poddanymi tajemniczym
eksperymentom, jakie, najwyraźniej, praktykowały te stwory.
Pytań było wiele. Oczywiste, że Castonis, nasz transportowiec,
został porwany w czasie rejsu na planetę Independence. Nie
wiedziałem tylko jaki był tego cel. Mieliśmy być dostarczeni,
wraz z dwudziestoma ludźmi do tamtejszej kolonii, jako zmienicy
dla kolonistów, którzy wypełnili już swoje kontrakty. Słyszałem
o kosmicznych piratach, którzy porywali statki kosmiczne wraz z
zahibernowanymi pasażerami, ale ci tutaj w niczym ich nie
przypominali.
Było zimno. Błękitne światło nieznacznie rozbijało mrok.
Milczeliśmy długo. Ciszę przerwał głos szeregowej.
- Panie kapralu - zaczęła Pawn - wydaje mi się, że... to może
niewiarygodnie zabrzmi... ale ja słyszę myśli tych olbrzymów. To
samo czułam w pieczarze, kiedy ten potwór podszedł do pana. Oni
porozumiewają się telepatycznie. A ja znam ich mysli. Nie
potrafię wytłumaczyć jak to się dzieje... po prostu tak jest.
- Faktycznie, normalne to nie jest, ale wobec tego, czego chcą?
- Dowiedziałem sie tylko, że potrzebują żywicieli. Nie wiem w
jakim celu. Może dla tych diabłów...
W pomieszczeniu, nie wiadomo skąd, zjawił się nieuzbrojony
olbrzym. Na piersiach miał ozdobną tarczę przedstawiającą jakieś
tajemnicze znaki. Uczynił nieokreślony ruch ręką w stronę Pawn.
- Słyszę go - powiedział niemal przez szept - Rozumiem go.
Telepatia ! To... To niezwykłe !
- Co mówi?
- Nazywa się Oarch, nazwa tej planety : Orth. Podobnie jak jego
towarzysze, jest rebeliantem. To jest wojna. Jego gatunek nigdy
wcześniej nie znał broni ani wojen. Byli rasą miłującą pokój i
naukę do czasu, gdy ich bracia odkryli broń, dzięki której
przejęli władzę. Chciwość i nienawiść rozpoczęła proces upadku
ich świata. W przyszłości może doprawadzić do zniszczenia także
innych światów.
- Jaka broń?
- Tamtejsi naukowcy poszukiwali nowych źródeł energii. Pewnego
dnia odkryli, albo raczej wychodowali pewne przedmioty, które
zrewolucjonizowały przemysł energetyczny. Przedmioty wytwarzały
potężne pole elektryczne. Nauczyli się z niego korzystać.
Niestety okazało się później, że stały się początkiem końca ich
cywilizacji. Tą bronią jest obcy. Przedmioty okazały się pewnego
rodzaju sporami, w których dojrzewają młode osobniki tego
śmiercionośnego gatunku.
- Mówił o rebelii. Przeciwko komu wymierzonej?
- Przeciwko tyranom, którzy nauczyli się panować nad obcymi.
Zginęło wielu braci. Oni potrzebują nowych żywicieli. Dzięki
obcym chcą podbić inne cywilizacje. Zniszczyli ten świat, teraz
to samo chcą uczynić z następnymi. Porwali Castonisa jako źródło
kolejnych osobników. Tyrani nie zdołają dłużej panować nad
obcymi, ale nie są tego świadomi. One niosą śmierć i są naprawdę
inteligentne. Wiedzą, że tyrani są im potrzebni. Trudno
powiedzieć, kto w tym związku dominuje. Oarch stanął na czele
buntu, aby ostatecznie położyć kres plugawej działalności
tyranów i obcych. Zdają sobie sprawę, że ich świat przestaje
powoli istnieć. Pozostała już tylko garstka Orthian. Pozostaje
im walka o ocalenie innych światów, w imię tych wartości, jakie
kiedyś, dla mieszkańców tej planety, były najważniejsze.
- Jak zamierza tego dokonać?
Pawn milczała chwilę. W końcu odpowiedziała.
- Może to brzmi niedorzecznie, ale oni zamierzają zalać planetę,
cytuję : morzem ognia. Zbiorowe samobójstwo. Ich przodkowie
nauczyli się panować nad wulkanami i wieki temu zbudowali system
powstrzymujący potężne erupcje wulkanów nękających ziemię
Orthian. Przez wiele dziesięcioleci pod powierzchnią ziemi
drzemią żywe ognie czekające na zerwanie pieczęci i utopienie
raz na zawsze w piekle. Tyrani wiedzą o tym i będą bronić
pieczęci.
- To brzmi jak bajka. Jaki jest cel naszej podróży. Dokąd nas
wiozą ?
- Celem jest Castonis, panie kapralu. Przechwycili nasz
transportowiec od tyranów. Będziemy mogli wrócić do domu.
Wielkie krople deszczu rozbijały się o pokład statku w kształcie
bumeranga. Szum wiatru ucichł. Czekaliśmy teraz w milczeniu.
Pojazd zaczął opadać na powierzchnię tajemniczego świata.
Dostrzegliśmy go od razu. USS Castonis stał nieopodal
miejsca lądowania U- pojazdu. Był nienaruszony, taki sam jak go
zapamiętałem przed odprawą na stacji Gateway. Zimno przesiąknęło
mnie do głębi, podobnie moich ludzi. Za nami udało się trzech
Orthian, w tym Oarch. Kiedy byliśmy wewnątrz śluzy, Pawn
poinformowała nas, że olbrzymi stwierdzili na pokładzie ciała
sześciu osobników ludzkiego gatunku.
- Riffleman, Speed, sprawdźcie pomieszczenia hibernacyjne -
wydałem rozkaz. Olbrzymi zawadzali głowami o sufit
transportowca. Musieli się schylać aby swobodnie poruszać się po
korytarzach Castonisa.
- Mamy tutaj sześć pełnych hibernatorów, to załoga. Nie
stwierdziliśmy obecności kolonistów - zameldował przez mikrofon
szeregowiec Michael Speed.
- Uruchomcie procedurę budzenia i doprowadźcie się do porządku.
W messie kapitan Ted Crimson i pięciu członków załogi Castonisa
uzyskali odpowiedzi na wszystkie pytania. To znaczy na te, na
które mogli uzyskać odpowiedź.
- Zabrali ich do gniazda - Pawn przekazała słowa Oarcha. -
Twierdzi, że nie jesteśmy w stanie im pomóc. A ja osobiście,
radzę abyśmy natychmiast opuścili planetę.
- To wykluczone. Jesteśmy odpowiedzialni za życie tych ludzi,
musimy wykonać zadanie. Za wszelką cenę. Mamy karabiny
impulsowe. Złożymy wizytę w tym diabelskim gnieździe. Zabierzemy
do domu tych ludzi. Bez dyskusji.
Spodziewałem się sprzeciwu. Nikt się nie odezwał.
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-07 08:31:08
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Vysogotek
Weyland Yutani



Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700



Nie chce mi sie po raz nie wiadomo ktory przepisywac tego samego...
____________________________________
I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
2004-01-07 09:03:20
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



Rozdział III


Orthianie wskazali nam miejsce położenia gniazda obcych.
Oarch powiedział, że na planecie jest kilka takich gniazd. Kilka
mniejszych i jedno główne. W centrum. Na pokładzie Castonisa
pozostało czterech ludzi. Minimum, potrzebne do uaktywnienia
procedury startu w przestrzeń kosmiczną. Kapitan Crimson i
pierwszy mechanik - David Vesper, znaleźli się w składzie
naszej, naznaczonej śmiercią, wyprawy ratowniczej. Oarch wsparł
nas jaszcze dwoma Orthianami. Wojownicy potrzebni mu byli w
zupełnie innym celu. Dlatego nie mógł nas wyposażyć w większy
oddział. Castonis opadł na taką wysokość, abyśmy mogli
bezpiecznie znaleźć się na powierzchni smaganej wiatrem planety.
Deszcz nie przestawał padać. Wielkie krople dudniły o poszycie
statku. Przed odprawą rozkazałem Riffleman'owi przeprowadzić
krótki kurs obsługi karabinu impulsowego typu M- 41A. Uwielbiam
tę broń. W czasach piechoty morskiej rzadko kiedy się z ni
rozstawałem. Dziewięćdziesiąt dziewięć pocisków, kaliber 10
milimetrów i granatnik, 30 milimetrów. Z takim cackiem można
prowadzić małą wojnę i wygrać ją. Miałem nadzieję, że i tym
razem nie zawiedzie ani mnie, ani moich ludzi.
Informatyk Castonisa - Chad Channing wyposażył nas w
namierniki, które naprowadzą nas na wszyte podskórnie kolonistom
lokalizatory.
Wnętrze jaskini różniło się znacznie od tych, z którymi
miałem do czynienia wcześniej na tej planecie. Przywitał nas
mroczny tunel o ogromnej średnicy. Zapaliliśmy reflektory. Na
ścianach zobaczyłem dziwaczne twory. Nie były to takie
konstrukcje jak wcześniej. Tutaj ściany były dziwnie uformowane,
jakby czymś oblepione. Jakąś organiczną substancją. Tylko
szaleniec mógł zaprojektować coś podobnego. Im głębiej się
zapuszczaliśmy, tym wyższa był temperatura. Szedłem na czele.
Trzymałem w ręku karabin, do którego przymocowałem namiernik,
wskazujący, ze jesteśmy na właściwej drodze. Zbliżaliśmy się.
Skontaktowałem się z Castonsem. Odpowiedział głos Channinga.
- Jesteśmy coraz bliżej. Na razie droga wolna. Coraz większy
skwar, ale myślę, że damy radę.
Obok mnie maszerował Riffleman. Skupiony, łowił wzrokiem każdy,
nawet najmniejszy, ruch. Szliśmy dwójkami. Pochód zamykali Pawn
i Speed. Rozglądaliśmy się uważnie. Szliśmy coraz ostrożniej.
Czułem na plecach wzrok niewidzialnego przeciwnika, wiedziałem,
że się nas spodziewa. Tunel sie zwężał. Ściany z zupełnie
gładkich, stały się chropowate. Do ich składu coś dodano.
Przyjrzałem się bliżej, to były kości olbrzymów. Żebra,
piszczele, czaszki. Im dalej, tym więcej. Widziałem postacie
wkomponowane w ściany, wysoko nad ziemią, według jakiegoś
chorego planu. Postacie nienaturalnie wykrzywione, upiornie
powykręcane. Charakteryzowały się rozsadzonymi klatkami
piersiowymi z żebrami wygiętymi na zewnątrz.
Ciszę rozbił nieludzki wrzask. Idący za mną Vesper, wbił obie
pięści w mostek i targany konwulsjami upadł na ziemię. Crimson i
Speed złapali go za ręce i przycisnęli do ziemi. Vesper
krzyczał, dławił się, wyrywał. Namiernik wskazał zero.
Odwróciłem głowę aby zobaczyć jak klatka piersiowa pierwszego
mechanika Castonisa eksploduje w fontannie krwi. Wśród czerwonej
kałuży wychynęła mała, najeżona zębami główka. Twarz Vespera
zamarła w agonalnym skurczu. Pawn nie namyślając się długo,
wycelowała w obcego i nacisnęła spust. Pociski rozsadziły
potwora na strzępy. Mechanik był zarażony, nie wiem jakim cudem,
ale był. Chwyciłem nadajnik.
- Channing, Vesper jest zarażony, to znaczy był. Miał w sobie to
obce bydle. Jeśli on to miał, to znaczy, ze niewykluczone, że wy
także, rozumiesz ? Darłem się do mikrofonu jak szalony. Wszystko
było jasne. Obce zainfekowały załogę Castonisa, ale nie zabrały
ich do gniazda, bo to było zabezpieczenie. Castonis miał opuścić
Orth wraz z zainfekowanymi ludźmi aby gatunek przetrwał. Tak na
wszelki wypadek.
- Channing, przeprowadź badania pozostałych członków załogi,
szukajcie embriona w klatce piersiowej...
Nie dokończyłem. Spojrzałem w górę. Wysoko, pod sufitem wisieli,
wkomponowani w ściany, niedoszli koloniści. Nie mogliśmy im
pomóc. Już byli martwi.
Towarzyszący nam olbrzym, uzbrojony w niespotykanie ostrą
maczetę podniósł głowę do góry. Obcy wyrósł z sufitu. Był dwa
razy większy od tych które chciały nas utłuc w pieczarze.
Chwycił czaszkę Orthianina, zdolnymi rozerwać metal szponami i
przebił ją swoimi najeżonymi zębami językiem. Riffleman
zadziałał błyskawicznie. Pierwszy pocisk, jak zwykle, załadował
ręcznie, nacisnął spust. Wielokalibrowe pociski przebiły
hitynowy korpus potwora. Fontanna kwasu opadła Crimsonowi na
plecy. Jeszcze nigdy nie słyszałem podobnego wrzasku.
Wiedziałem, że nic już nie pomoże kapitanowi Castonisa.
Zaczałem strzelać. Wpadłem w furię, strzelałem na ślepo do
wszystkiego co się rusza. Pociski ze strzelby impulsowej
poszatkowały Teda Crimsona, później kolejnych obcych, którzy
pojawili się w korytarzu, dosłownie znikąd.
Obce różniły się od siebie wzrostem i fakturą czaszki. Być moze
to skutek pasożytowania na dwóch różnych organizmach.
Speed i Pawn stali obróceni do siebie plecami i niszczyli
wszystko w rytm łomotu karabinów maszynowych. Orthianin z
włócznią zwinnie unikał o wiele silniejszych od niego potworów.
Jak na kogoś, kto miłuje pokój, był wyśmienitym wojownikiem.
Niestety w końcu zmuszony został uznać wyższość diabelskiego
przeciwnika. Obcy skoczył na niego z góry, rozpłatał czaszkę na
pół i w oka mgnieniu rzucił się na Rifflemana. Mężczyzna nie
zdążył zareagować, czterometrowe monstrum podniosło go, niczym
szmacianą lalkę i rozszarpało na strzępy. W tym samym czasie
Speed i Pawn oddali w jego stronę kilkanaście serii. Czaszka
obcego eksplodowała na tysiące kawałków, oblewając kroplami
żrącej cieczy moje ramię. Nie krzyczałem. Kwas przepalił
syntetyczną skórę, ze środka mojego ramienia wyciekła biała
substancja wypełniająca syntetyczne tkanki. W ferworze walki
nikt tego nie zauważył. Pawn i Speed byli zbyt zajęci walką o
własne życie i z jeszcze większą zaciętością rozbijali głowy
wychodzącym ze ścian obcym. Byli dobrymi żołnierzami.
Rana nie była wystarczająco duża, abym nie mógł poprawnie
funkcjonować. Ramię obwiązałem chustą.
- Wycofujemy się do Castonisa. - Ustawiłem sie na pozycję i
oddałem cztery strzały z granatnika w głąb korytarza. Biegliśmy
w stronę wyjścia. Podmuch czterokrotnej eksplozjii padł na nas z
potworną siłą i powalił na ziemię. Wstałem na nogi, przede mną
stała olbrzymia postać obcego. Wyrósł jak spod ziemi. Sięgnął po
mnie jak po zabawkę, obrócił się i swoim ostro zakończonym
ogonem przebił mnie na wylot. Substancja wypełniająca spryskała
zdumianych funkcjonariuszy policji wojskowej. Widziałem coraz
gorzej. Majaczyła mi upiorna, pozbawiona oczy czaszka obcego.
Uświadomiłem sobie, ze obcy nie miał oczu...
Słabłem z minuty na minutę. Już tylko dym, wybuchy granatów, krzyki, skrzek potworów. Ciemność, Kolejny wybuch. Już nic nie
widzę. Słyszę szum . Elektroniczna otchłań...
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-07 10:18:32
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



Rozdział IV

Światło. Laboratorium. Znajoma twarz informatyka Castonisa.
- Barson, słyszysz mnie? - Pawn szarpała mnie, była wściekła.-
Barson, ty cholerny robocie, dlaczego nam nic nie powiedziałeś.
Bez wachania posłałeś nas na śmierć.
- A czy gdybym wam powiedział, to by coś zmieniło ? Mieliśmy
zadanie do wykonania.
- Jesteś bezduszną maszyną. To żadna sprawa prowadzić takie
akcje, kiedy sie nic nie czuje. Gdyby nie Orthianie, którzy
przybyli nam z pomocą, nie wyszlibyśmy stamtąd żywi.
Meg Pawn była załamana. Jej oskarżenia były zupełnie
bezsensowne. Mimo wszystko rozumiałem ją.
- Uważasz, że jeśli jestem androidem, to nic nie czuję? Mylisz
się. Jestem syntetykiem, owszem, ale nie posłałbym swoich ludzi
na śmierć, gdybym nie uznał, że tak trzeba. Uwierz mi, że jeśli
nie istniałaby szansa na wyciągnięcie z tego kolonistów, nie
podejmowałbym się tego. Po prostu nie miałem pojęcia, co te
plugastwa potrafię i jak się rodzą. Ktoś zapomniał nam o tym
drobnym szczególe powiedzieć.
Popatrzyłem na Oarcha. Pawn uspokoiła się. Kolejny raz wystąpiła
w roli tłumacza.
- On twierdzi, że nie mógł nas uprzedzić, żebyśmy nie
zrezygnowali. Koloniści zostali zakażeni i my także. My wszyscy
oprócz ciebie. Zastanawiające, dlaczego twarzołap zachował się
wtedy właśnie w ten sposób. Teraz wszystko jasne. Nie mógł
zaaplikować obcego martwemu organizmowi. Ale teraz to wszystko
jest nieistotne. Wszyscy jesteśmy trupami. Wszyscy z wyjątkiem
ciebie. Ale ty, Barson, jesteś trupem od zawsze, bo nigdy sie
nie urodziłeś!
Szeregowa znowu krzyczała, cała się trzęsła. Zwierzęcy strach
przed śmiercią, która jak zawsze jest nieubłagana.
- Wobec tego pozostaje nam tylko jedno - zacząłem. Wszyscy
zginiecie. To jest pewne. Jestem jednym z was i jestem z wami.
Nigdy nie byłem człowiekiem. Nie wiem jak to jest, ale teraz
otwiera się przede mną szansa na zrobienie czegoś ludzkiego.
Wiem, że moim przeznaczeniem jest chronić ludzkie życie. W tym
celu wysłano mnie na Independence. Tyrani chcą podarować
wszechświatu obcego. Wszyscy wiecie, że jeśli ten organizm
trafiłby na ziemię, to apokalipsa będzie nieuchronna. Dlatego
przyłączymy się do rebelii, powstrzymamy tyranów. Niech ta
śmierć nie będzie bezsensowna. Niech nasze pojawienie się tutaj
nie będzie przypadkiem. Ja nie wierzę w przypadki. Przed
śmiercią dokopiecie im, a je razem z wami.
Długie milczenie.
- Kapralu Barson - powiedziała Pawn - Oarch twierdzi, że zawsze
uważał, iż jesteśmy jedynym gatunkiem, który tak bardzo dąży do
samodestrukcji, że niemal nic innego sie nie liczy. Teraz
dostrzegł, że się pomylił. Zgadzam się z panem, kapralu -
dodała. - Dokopiemy im.
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-08 11:50:26
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
kabukiman
The Electrician ;)



First Sergeant
Dołączył: 2002-03-11
Posty: 225



Vyso, nie bądź tym, co ryje :)

Daj Surtsowi skrzydła rozwinąć.
2004-01-08 16:18:35
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odpowiedz z cytatem
Vysogotek
Weyland Yutani



Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700



No dobra, juz sie nie odezwe.
Za to jak juz skonczy... To sobie wydrukuje calosc, przeczytam spokojnie zrobie analize zdanie po zdaniu Very Happy
____________________________________
I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
2004-01-08 18:13:13
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Mefisto
LOCO



Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-09-08
Posty: 1252

Vyso

Ty się odezwij co z tym AQ ? Smile
____________________________________
- Hey, Mefisto, have you ever been mistaken for a Donald Duck ?
- No, have you ?
2004-01-08 18:50:57
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odpowiedz z cytatem
Vysogotek
Weyland Yutani



Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700



Karte wejsciowa do selgrosa ma moja starsza, probuje ja namowic zeby sie tam przejchala ze mna Very Happy
Jak bede wiedzial czy 310 jest z vatem czy bez to dam ci znac.
____________________________________
I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
2004-01-08 19:04:24
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
MIKET
The Great Cornhollio!



Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-10-08
Posty: 1412



To moze ja dodam cos od siebie:

Uważam że pomysł z maczetami i włóczniami jest lekko plagiatorski - strsznie przypomina mi Predatorów (choć ich nie lubię) i jest to według mnie - wtóre.

Widze również że po lektórze komiksu "Aliens" jaki Ci Surt pozyczyłem spodobał ci sie motyw olbrzymów :D

Koles który sie okazuje byc androidem? Gdzies juz to chyba było... :D


Surt - moja rada jest taka - zrób jak ci mówią - włóż do szuflady itd. Ja sam piszę powieść (jak kilka innych zebranych tu osób) ale nie wystawiam na forum (i nikt do tej pory jej nie widział). Może zacznij pisać dla siebie. Tak by nikt tego nie widział. Kiedyś przeczytaj jak napisałeś i zmień to i owo. Pisz dla siebie.
____________________________________
MU-TH-UR 6000
2004-01-08 19:55:29
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość 6890012 Odpowiedz z cytatem
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona: 1, 2, 3  Następna Tematy    Napisz nowy temat    Odpowiedz do tematu

 


Powered by phpBB