Autor |
Temat: "Osada" czyli zimowe perypetie na Ceresie |

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Uff dwie części w ciągu paru dni... muszę przystopować Liczy się jakość. O ! ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-02-14 18:35:47
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
Wiecej wiecej
|
|
2003-02-16 19:03:13
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Osada11
" Osada "
11.Strata
Mroźny i nieprzyjazny świat północnej półkuli Ceresa ogarniał powoli zmierzch. Odcienie szarości nieba ciemniały, chmury zasnuły pobliską gwiazdę i jedynie śnieg dawał nieznaczną świetlistą poświatę. Trwająca już od wielu godzin śnieżyca ustępowała stopniowo. Lecz wewnątrz ośrodka badawczego Osada mrok nadszedł znacznie wcześniej niż na zewnątrz. Wdarł się w umysły ludzi, powodując strach i niepokój. Anette i Cedrick od kilku godzin próbowali wymyślić jakieś logiczne wyjaśnienie dla nagłego zniknięcia Johna. Anette już miała wychodzić, gdy zabrzmiał interkom.
- Cedrick, mówi Hillary ...cho..chodzi o Henry'ego .. - głos jej się załamał - Musisz jak najprędzej udać się na zewnątrz, pod wschodnią część kompleksu ...Szybko, proszę... - rzuciła rozpaczliwym głosem.
- Natychmiast tam idę - odpowiedział, zaś Hillary się wyłączyła.
Anette popatrzyła pytająco na Cedricka.
- Tak, Ty też chodź.. - odrzekł.
Wybiegli z gabinetu, udali się do szatni, założyli kombinezony i wyszli na zewnątrz.
Już z daleka mogli zobaczyć dwie postacie stojące pod wschodnią ścianą. Kiedy podeszli bliżej, zauważyli, że Will trzyma się za głowę i patrzy w zaspę, zaś Hillary przy niej kuca. W owej zaspie, twarzą do ziemi leżał Henry, zaś ściana i odległość jaka jest między nią a zaspą jest zabrudzona krwią. Anette schyliła się do Henry'ego, by zobaczyć co się stało. Ujrzała dziurę wielkości pięści w plecach naukowca. Will powtarzał nieustannie :
- To niemożliwe... - kręcił głową - to niemożliwe ....
Hillary stała jak skamieniała, jedynie jej rozbiegane oczy sugerowały, że jeszcze żyje.
Stali tak chyba z piętnascie minut zanim Cedrick nie powiedział w końcu :
- Will... pomóż mi go przenieść do środka - rzekł cicho.
Will trzęsąc się chwycił za ręce brata, Cedrick za nogi i wspólnymi siłami zanieśli ciało do wnetrza kompleksu. Anette i Hillary ruszyły w ich ślady. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno, więc komputer bazy włączył oświetlenie zewnętrzne budynków.
Gdy ułożyli ciało w sekcji medycznej, zebrali się wszyscy w mesie. Nikt jednak nie mógł zdobyć się na ani jedno słowo. Wszyscy patrzyli na Willa, który siedział, blady, z wzrokiem utkwionym w jednym punkcie. Anette wreszcie zdobyła się jedynie na stwierdzenie :
- Duża rana klatki piersiowej.. coś przebiło lewe płuco.. Nie miał szans .. - rzekła, spuściwszy głowę.
- Muszę go dorwać ... - szepnął cicho Will, mówiąc jakby do siebie. - Nie ważne gdzie jest teraz .. Dorwę sukinsyna i zrobię mu to samo, co on... on.. - głos mu się załamał.
Pozostali spojrzeli na niego. W jego oczach dostrzegli bezgraniczny smutek .. i gniew. Wiedzieli, że nie mogą zrobić nic innego, jak przytaknąć mu.
- Nie martw się o to Will - powiedział Cedrick - Obiecuję, że ten kto to zrobił, zostanie należycie potraktowany ... - zapewnił.
Tymczasem Pierwszy był już pewien, że czuje innych... Nie wiedział ile ich było, ale wiedział, skąd odbierał sygnały. Przyśpieszył biegu. Wkrótce będzie z Gniazdem..... ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-03-30 10:51:02
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Ceres goes on !!!
Jak zauważyliście dodałem kolejną część opowiadania o Ceresie i Osadzie. Opowiadanie Marines 2 będzie nadal kontynuowane. Zaś jeśli chodzi o Ceresa - mamy co do niego pewne plany z Vysgotkiem... jeśli się uda, to powinno z tego wyjść coś fajnego .. więc trzymajcie kciuki  ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-03-30 10:55:00
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
Moze lepiej poeksperymentujcie z MARINES 2 Osada przypadla mi do gustu Rogue: nie zrobcie z Vysem zadnego glupstwa, bo jak rozwalicie Osade to policzymy sie w kwietniu
|
|
2003-03-31 15:51:53
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
" Osada "
12.Spisek
Anette siedziała w gabinecie. Przeglądała w kółko dane osobowe mieszkańców Osady.. jedne po drugich. Patrzyła w monitor jak zaklęta. I trwała by dalej w tym maraźmie, gdyby nie wiadomość, którą dostała z Centrum Pogodowego w Dalton. Na samym początku swej pracy w Osadzie zgłosiła chęć otrzymywania comiesięcznych prognoz. Wreszcie zaczęła tego żałować, gdyż prawie nigdy te prognozy się nie sprawdzały. Nie wiedziała, że dzisiejsze dane tak bardzo się przydadzą. Jak zwykle rzuciła na nie okiem, i przeczytawszy informację o potężnej burzy nad stolicą Ceresa, wróciła do przeglądania danych naukowców. I pewnie robiłaby to nagle, gdyby nie to, że ekran nagle zamigotał i zgasł, a w sekundę potem światło w pokoju. Całe wydarzenie nie trwało dłużej niż minutę. Potem światło zapaliło się ponownie, a ekran się włączył. Anette wyszła na korytarz, by zobaczyć czy jest tam światło. Lampy żarzyły się, jak po długim stanie spoczynku, jaśniejąc stopniowo.
- Hmm.. czyli w całej bazie nie było zasilania... - powiedziała do siebie dziewczyna i wróciła do swojego gabinetu. Usiadła do komputera i automatycznie wpisała swój kod dostepowy w sektorze danych Johna. Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła napis proszę czekać, a w chwilę potem ujrzała szybko pojawiające się dane, linki i odnośniki.
- Niemożliwe... - wycedziła. Zaczęła szybko wystukiwać słowa kluczowe, mające ułatwić jej dostep do najważniejszych informacji. Bez problemu odnalazła wcześniej czytany raport. Nie przeczytała w nim jednak nic nowego, zaś część, której wcześniej nie czytała, nie była niczym innym jak opinia lekarza prowadzącego na temat leczenia na stacji "Wrota".
- Cholera ... - westchnęła Anette zrezygnowana - .. Nic nowego...
Patrzyła na zdjęcie Johna tuż po rozpoczęciu leczenia - podkrążone, puste oczy. Kilkudniowy zarost... Wyglądał na wyniszczonego człowieka.. I wtedy wpadła jej do głowy pewna myśl :
- Zaraz... skoro mogłam się dostać do bazy danych ... - szepnęła do siebie. - .. to może uda mi się dostać do komputera Johna.. - rzekła. Niewiele myśląc wystukała kilkunasto cyfrowy kod, potem nastepny. Zobaczyła czerwony napis, mówiący o braku autoryzacji. Nie poddała się, i spróbowała jeszcze raz.
- Bingo ! - zakrzyknęła z radości. Początkowo nie zauważyła nic niepokojącego - ot zwykłe dane badań, wykresy geologiczne i plany wyjść w teren. Anette postanowiła sprawdzić wiadomości odebrane... Pierwsze z nich to nic innego jak dane pogodowe, podobne do tych które otrzymywała Anette, potem kilka potwierdzeń z Centrali Nauk Geologicznych dotyczących wysłanych wyników. Jej uwagę przykuły wiadomości zatytułowane jedynie literami alfabetu - od "A" począwszy. Otworzyła jedną z nich i zaczęła czytać.. :
[green]"(..) Sebastian rośnie jak na drożdżach. Często się o Ciebie pyta, zaś ja nie wiem, co mu odpowiedzieć..Wysłałam do Rady prośbę o przylot do Ciebie, jednak muszę poczekać na rozpatrzenie. Oby pozytywne.. Całuję Jilian
Aha. Jeszcze jeden drobiazg kochanie - Szef Firmy poprosił mnie o dokładniejsze zbadanie tej jaskinim, ponoć kiedyś coś tam zostawili kiedy montowali wysięgniki głębokościowe.
Twoja J. " [/green]
Potem otworzyła nastepną :
[green]" Kochany. Jestem taka szczęśliwa, już wkrótce się zobaczymy. Dzisiaj dostałam decyzję Rady. Pozytywna !! Nie mogłam w to uwierzyć. Wysyłam Ci nowe zdjęcie Sebastiana. Napiszę więcej w następnym liście.
Kochająca Jilian "
[/green]
I jeszcze kolejną :
[green]" Mój drogi Johnie. Wiem, że jesteś zajęty badaniami, ale czy możesz znów sprawdzić tą jaskinię ?? Szef powiedział, że od tego uzależnia wydanie mi pozwolenia na przylot. Sebastian Cię całuje gorąco ..(..) "[/green]
Anette zakryła rękoma usta. Nie wiedziała co ma myśleć. Żona Johna miała na imię Jilian, a Sebastian... jego utracone dziecko. Jakim cudem ?? To dlatego zachowywał się tak dziwnie wobec Hillary. Zerknęła na ostatnią wiadomość, pod literą "Z".
[green]"(..) Nią się nie przejmuj. Masz nas - mnie i Sebastiana, za długo ona i oni Cię zwodzili. Nie możesz na nich liczyć, będą chcieli Cię tam uwiązać, jak psa na łańcuchu. Kochanie, za trzy dni przylatuję. Wylądujemy z Sebastianem w najbliższej koloni. Proszę Cię, bądź na miejscu, gdy przylecimy. Dziękuje Ci za pomoc - tylko dzięki temu możemy przylecieć. (...) "
[/green]
- Jasna cholera... - ocknęła się Anette. - On się tam wybrał sam. Przecież nie ma szans... - krzyknęła i zerwała się do wyjścia...
...Pierwszy nagle poczuł obecność obcego. To jeden z tych, którego zabił na dziwnej budowli zasypanej w śniegu. Poczuł się zagrożony, bowiem czuł determinację i zdecydowanie tego kogoś. Wspiął się na drzewo i ukrył w koronie. Postanowił zaczekać. Dobro i bezpieczeństwo gniazda przede wszystkim. Nie może pozwolić, by ktokolwiek zburzył ten spokój. Posłuży za nosiciela. Tak, nie zabije go od razu. Wróci po niego, zimno dobrze się nim zajmie pod nieobecność Pierwszego...
Johna tracił powoli siły. Lecz jedna myśl dodawała mu otuchy. Wkrótce zobaczy się z nimi. Dość już się oczekał... ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-04-01 19:36:28
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
Pracuj dalej 5+
|
|
2003-04-01 20:38:42
|
|

Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700
|
Bedzie dobrze, mialem mala awarie sprzetu i dwa dni nie bylo mnie na swiecie, ale jutro, tak kolo 24:00 - 01:00 pojawi sie kolejny watke ceresa... ____________________________________ I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
|
|
2003-04-02 02:58:38
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
Co wy tam kombinujecie. I to o tej porze...
|
|
2003-04-02 12:25:40
|
|

Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700
|
Rozdzial pierwszy
Jeager otworzyl oczy, stracajac z powiek resztki izotermicznego zelu. Serwomotory zabuczaly cicho, pokrywa hibernatora uniosla sie skrzypiac przejmujaco, dudniac echem w przepastnych korytarzach transportowca.
Obok przeciagnela sie zwinnym, kocim ruchem Nelly "Kalkulator". Kalkulator...
-Jak tam status Nell? -Jeager przetarl twarz recznikiem, wciagnal gleboko w pluca sterylny, szpitalny zapach. Nell zerknela na zegarek, zmarszczyla w zamysleniu nosek.
-Za jakies osiem, dziewiec godzin, ladujemy. Trzeba przygotowac statek, sygnal ze stacji powinien juz czekac.
-iiii, jasne. -Kapitan wciagnal spodnie, usiadl na krawedzi hibernatora, zapalil papierosa, oslaniajac dlonia migoczacy plomien, omiotl spojrzeniem ziewajaca, z lekka nieprzytomna zaloge. -No, to do roboty ludzie!.
***
Transportowiec, ledwie zauwazalny na tle gigantycznej stacji, zacumowal, wypuszczajac strumienie zamarzajacej blyskawicznie pary, zmieniajac cisnienie, podciagniety w gore chromowanymi chwytakami.
***
-No, -Jeager siegnal dlonia za ucho, zakrecil papierosem, odpalil. -Za cztery godziny startujemy.
-Na Ceresie juz na was czekaja, odebrali sygnal. Transport przygotowany, uzupelnimy wam paliwo i mozecie ruszac dalej w trase. Witaj Jeager, dawno cie tu nie bylo.
-Procesowalismy sie, pieprzone konsorcjum, poplynelismy przez nich. Witaj Sam. -Jeager przestal obserwowac niedopalek znikajacy pomiedzy kratami kolejnych pokladow, rozejrzal sie, podszedl do sporych rozmiarow kontenera. Stuknąl piescia lodowato zimny metal. Chlodnia.
-A to co za cholerstwo, Sam? Nie przypominam sobie zebysmy mieli cos takiego w kosztorysie.
-To? -Technik zdjal baseball'owke, podrapal sie za uchem. -Przyszlo wczoraj, prezent dla kolonistow od konsorcjum.
-Chlodnia? Po cholere komu chlodnia na Ceresie? Przeciez ta planeta to jedna wielka zamrazarka. Wiecie co jest w srodku?
-Nie. Za grube, warstwy olowiu, nie przeswietlimy tego.
-No - Jeager rozejrzal sie po ladowni -Dobra, wy dajecie, my zabieramy, takie sa zasady.
-I zadnych pytan, -Sam usmiechnal sie, naciagajac na uszy czapke. Strzelil palcami w daszek. - Ide do mesy, tobie tez radze, kiedy ostanio cos jadles?
Jeager wydal usta, zamyslil sie i wybuchnal smiechem. -Ostatni raz? Bedzie pol roku, chodzmy Sam, oby wasz kucharz potrafil spreparowac cos dobrego.
***
Stojacy przy bulaju technik, nieswiadomie sciskajacy w dloni identyfikator, obserwowal znikajacy w bezgwiezdnej ciemnosci transportowiec, gdzies, niedaleko zabuczal komunikator.
Czas raportu, pomyslal, odsuwajac sie od przezroczystego plastyku. ____________________________________ I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
|
|
2003-04-02 14:11:03
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
|
2003-04-02 20:27:35
|
|

Major
Dołączył: 2002-09-08
Posty: 842
|
ladne :)
gratsy, za unie, bynajmniej nie lubelska :D
p.s.
papierosy szkodza zdrowiu... olow zreszta tez  
|
|
2003-04-03 15:51:11
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Vys, przybij piątkę )) Dobra robota - Teraz chwilowo ustępuję pola jesli chodzi o Ceres - do czasu zawiązania akcji Pozdrawiam ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-04-04 09:58:21
|
|

Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700
|
***
Jeager lezal bez ruchu wpatrujac sie w bezglosne blyski syreny alarmowej, patrzyl na gorny poklad zalany fala czerwonego swiatla, panel hibernatora nie przepuszczal zadnych dzwiekow.
Ale wiedzial, kraty na ktorych zamontowano komory hibernacyjne drzaly. A Jeager czul te wstrzasy, czul ze na zewnatrz, za gruba warstwa pleksy, za miekkim i spokojnym cieplem hibernatora szaleje burza.
Dostrzegl katem oka pozostale hibernatory, zapatrzyl sie na odblask syreny, rozlewajacy sie metnym swiatlem po podnoszacych sie panelach.
Patrzyl na Nell, na jej smukle, sliskie od izotermicznego zelu cialo, okryte migoczacym calunem czerwonego blasku.
Widzial reszte zalogi, technikow, inzynierow, jak zaskoczeni, wycieraja sie pospiesznie, widzial dlugie cienie ich postaci , niewyrazne za pokrywa jego hibernatora.
I zdal sobie sprawe z otaczajacej go ciszy i goraczkowej bieganiny na zewnatrz, i zanim zdazyl zasmiac sie z paradoksu, pokrywa jego hibernatora zmienila cisnienie i uniosla sie, wypuszczajac klab czerwonej pary.
Z poczatku halas ogluszyl go, zamroczyl, pokryte zelem cialo zmarzlo, odmawialo posluszenstwa, a otaczajaca go kanonada dzwiekow, feeria kolorow, oglupiala, nie pozwalajac zebrac mysli.
Ktos podniosl go z lodowatych krat podlogi, pomogl usiasc na krawedzi hibernatora, podal recznik. Nie widzial, kto, ale rozpoznal glos.
***
-Alarm trzeciego stopnia kapitanie, powazne uszkodzenia drugiego poziomu lukow, do celu tydzien.
-Cholera, jasna cholera, -Jeager przetarl wlosy recznikiem, rozejrzal sie nerwowo w poszukiwaniu spodni, znalazl papierosy, odpalil i spojrzal na stojaca nad nim Nell. -A komputer pokladowy? Siostrzyczka? Czemu to kurestwo nie przesyla zadnych komunikatow?
Nell pokrecila z dezaprobata glowa, wytracila mu papierosa z ust, wdeptala jednym szybkim w ruchem w kraty.
-Palenie szkodzi kapitanie, dostanie pan kiedys od tego raka wargi. -Jeager odpalil nastepnego, uchylil sie przed nadlatujaca dlonia i wsciekly spojrzal na drugiego kapitana.
-Uwazaj zebys ty nie dostala raka...khem, no, to mowisz ze jak? Siostrzyczka nie dziala?
-Poszly stabilizatory, szlak trafil polowe elektroniki, -Nell bezradnie rozlozyla rece- na trzecim poziomie lukow nie ma powietrza, autodock wlasnie lata dziure w poszyciu.
-Meteoryty? Tutaj? -Jeager wsunal sie w kombinezon, zapial pas. -Dobra siostro idziemy na mostek, powiedz tym, tam, zeby zobaczyli co jest grane z tymi lukami. I niech cholera zajma sie elektronika i stabilizatorami, zanim calkiem spadie cisnienie. -Jeager spojrzal na oddalajaca sie dziewczyne, na stojaca z boku grupke, glupawo usmiechajacych sie ludzi.
Pieprzeni najemnicy, pomyslal, niech ich wszystkich cholera.
***
Fotel obok niego zatrzeszczal cicho. Nell nerwowo przejechala palcami po klawiaturze.
-Martinez i Scott zeszli pod czwarty poziom, naprawiaja hydraulike, Jons i Polack sa nad nami, na szostce, reanimuja siostrzyczke, Jean i Jack sa na drugim poziomie lukow.
Jeager spojrzal na nia zaskoczony, nigdy nie udawalo mu sie zapamietac imion tych wszystkich ludzi, ktorzy przewineli sie przez poklad, a dalby sobie reke uciac ze Nell kojarzyla wszystkich do czterech lat wstecz. Kalkulator.
-Dobra, dziewczyno, daj obraz z kamer na trojke, i odpal zewnetrzne, musimy oszacowac straty.
-Wewnetrzne poszly, sprobuje z rufowymi.
Obraz na monitorach zamigal, zasnierzyl. Kamery przesunely sie bezszelestnie, Zblizyly do zamykanej przez autodocka dziury.
Jeager odpalil papierosa, rozsiadl sie, skrzypiac fotelem.
-Daj zblizenie. -Powiedzial, niepotrzebnie w sumie, ale musial sie upewnic, poskrecany w czarny supel metal, Popekane bable wybrzuszonej blachy widac bylo juz daleka. -Daj zblizenie -powtorzyl i zaciagnal sie gleboko.-I powiedz mi jaki meteoryt wypala dziury w poszyciu. ____________________________________ I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
|
|
2003-04-04 13:45:25
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Ehhh ) Super... Vys hehe za każdym razem mam pisać posta z pochwałami ?? Napiszę wtedy jak bedzie coś nie tak    ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-04-04 14:46:49
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
" Osada "
13.Wiedza
- Słuchajcie !!! - do mesy wpadła Anette, trzymając w ręce jakiś papier. Zebrani spojrzeli w jej stronę bez emocji.
- W stalicy była burza, i ostro namieszała w ich bazie danych... - wyjaśniła podekscytowana. - Zobaczcie co znalazłam w komputerze Johna.. - przerwała, widząc utkowiony w nią wzrok Hillary.
- Przepraszam .. - speszyła się. - Ale to dla jego dobra... wiesz o tym.
Hillary kiwnęła delikatnie głową na znak przyzwolenia. Anette kontynuowała..
- John leczył się psychiatrycznie na stacji "Wrota".. Dowiedziałam się o tym tuż po jego zniknięciu, ale zaraz potem ta informacja została wymazana z Bazy Danych. Zdziwiło mnie to... ale nic nie mówiłam.. myslałam, że John wróci.. - zobaczyła łzy w oczach Hillary i przerwała..
- Hillary.. na pewno wszystko będzie w porządku.. - pocieszyła koleżankę.
- Anette przejdź do sedna sprawy - wtrącił się nagle Cedrick. - bo odnoszę wrażenie że chciałaś powiedzieć o czymś innym..
- Tak.. rzeczywiście.. - powiedziała i położyła na stole kartkę, zapisana drobnym drukiem..
- Przeczytajcie to ... - oświadczyła, zerkając mimochodem w kierunku Hillary.
Cedrick wziął do ręki raport, zaczął czytać. Gdy skończył, spojrzał na Hillary, na Anette ... i podarł kartkę papieru na strzępy.
Anette otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Ale.. - zaczęła, lecz Cedrick jej przerwał.
- Nie było tam nic nadzwyczajnego - uciął i zwrócił się w kierunku Hillary. - John nie brał od dłuższego czasu Dioxycortu .. Nikt z nas nie wiedział, że go przyjmuje. Jak pewnie wiesz, jest to silny lek antydepresyjny. Bardzo silny. John go nie dostał w poprzednim transporcie, dlatego od pewnego czasu zachowywał się tak jak sie zachowywał.. - wyjaśnił spokojnym głosem. Wstał i zwrócił się oficjalnym tonem do wszystkich :
- Ponad dwie doby temu, z pobliskiej kolonii cywilnej otrzymałem zawiadomienie, że statek transportowy Firmy jest na orbicie Ceresa i jeżeli czegoś potrzebujemy, możemy się do nich wybrać. Uznałem, że mamy niezbędne rzeczy, napomnknąłem nawet o tym Johnowi... - przerwał na chwilę, po czym mówił dalej. - Nie sądziłem, że będzie to miało takie konsekwencje.
Obszedł stół przy którym siedzieli na około, stając przy Hillary położył jej rękę na ramieniu i rzekł :
- Przypuszczam, że John udał się do tamtej kolonii...
Hillary spojrzała przerażona na Cedricka i zaszlochała.
- P..P..przecież to ponad dwieście kilometrów stąd.... - powiedziała zanosząc się płaczem.
- Dlatego musimy szybko zdecydować, co robimy... - powiedział Cedrick. - Myslę, że powinniśmy wyjechać ślizgaczem SC 45... pomieścimy się w nim akurat...
- Dobry pomysł - stwierdziła Anette.
- Zgadza się ... - rzekł Will.
- Skoro wszyscy się zgadzają, postanowione. - oświadczył Cedrick. - Pojedziemy starym traktem, pewnie tędy poszedł John...
Wszyscy wstali, zamierzając przygotować pojazd i zabrać ze sobą jakiś prowiant - podróż w jedną strone mogła trwać nawet dwanaście godzin.
- Ja jeszcze wyslę wiadomość do kolonii, żeby się spodziewali... Nas albo Johna.. - rzucił i skierował się do pomieszczenia komunikacyjnego. Anette pobiegła za nim .... ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-04-06 09:44:47
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
"Podziw budzi wytrwalosc" ;)
Dobra robota
|
|
2003-04-06 10:41:30
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Tylko dzięki Vysowi Gdyby nie jego pomysł pewnie Osada byłaby nieruszona przeze mnie  ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-04-07 14:12:29
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
|
2003-04-29 09:31:29
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Hehe
No cóż .. Vysowi sie nie chce   A skoro zaczął wątek to należałoby go skończyć, wtedy bede dalej pisał  
Heheh Vyso, zwaliłem wszystko na Ciebie, ale napisz coś tutaj też
BTW Suchy, znow nie masz w pracy neta ??? ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-04-29 09:49:36
|
|
|
|