Wspólne forum dyskusyjne stron:
www.aliens.ibt.pl
aliens.g4sa.net
www.fiorina.prv.pl

| PROFIL | REJESTRACJA | LOGOWANIE | SZUKAJ | TEMATY | UŻYTKOWNICY | PRYWATNE WIADOMOŚCI |
<< Poprzedni temat :: Nastepny temat >>   Strona: Poprzednia  1, 2, 3  Następna Tematy    Napisz nowy temat    Odpowiedz do tematu
Autor Temat: ALIENS : THE SOURCE OF AN EVIL
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



Rozdział V

Castonis i dwa U- pojazdy na flankach, zmierzały ku centrum w
którym mieścił się system destrukcyjny. Deszcz nie przestawał
padać nawet na chwilę. Burza. Kolejne pioruny rozbijające mrok.
- Czy obce zabiją nosicieli ? - zapytałem Oarcha. Olbrzym
przemówił, jak zwykle głosem szeregowej:
- Zabiją każdego, kto stanowi zagrożenie dla gniazda i królowej.
- Jakiej znowu królowej, do cholery!? Czyżby kolejna rzecz, o
której nie wiemy ?
- To królowa składa jaja. Jest kilka razy większa od zwykłego
wojownika. Ona strzeże pieczęci. Właśnie w centrum tyrani
umieścili wylęgarnię. Wszystko przewidzieli. Dlatego walka
będzie trudna. Idziemy na śmierć, nie ma odwrotu. Musimy wykonać
zadanie.
- Kapralu - odezwał się Speed, pan musi się uratować, ktoś musi
przetrwać.
Kapral mówił spokojnie. Bez wiary we własne słowa. Sprawiał
wrażenie kogoś, komu już na niczym nie zależy.
- Wykluczone, ostatecznie jestem tylko udoskonalonym tosterem.
Czuję sie odpowiedzialny za cały ten bałagan.
Szeregowy Speed wyszedł z messy i udał się w nieznanym kierunku.
Byłem zdumiony, jak spokojnie ludzie przyjęli wiadomość o tym,
że za najdalej dwie godziny, wszyscy zginą. Może udzieliło im
się nastawienie Orthian, dla których altruizm i empatia to
najważniejsze wartości. Przecież nie musieli ginąć, a mimo to
wybrali taką właśnie drogę. A może po prostu wiedzieli, że ich
koniec jest nieuchronny? Szkoda, że nie przyszło nam się spotkać
w innych, bardziej pokojowych warunkach.
- Channing, masz tutaj laboratorium ? - To Merry Watters,
pierwszy nawigator Castonisa.
Informatyk kiwnął głową.
- Więc dlaczego nie możesz tego usunąć operacyjnie ?
- Jest już na późno na operację. Poza tym, nie dysponuję
odpowiednimi instrumentami hirurgicznymi. Wszelkie próby
usunięcia organizmu w tym stadium, zakończyłoby sie śmiercią
pacjenta.
Channing był bardzo spokojny. Spojrzał na mechanika, Jasona
Newsteda i nawigatora, Dannego Webbera. Byli całkiem nieobecni.
Ich oczy były jakby martwe, wpatrzone w punkt na suficie. Pewnie
ten sam. Ich reakcja nie dziwiła nikogo. Nie codzień dowiadujemy
się, że za kilka godzin czeka nas najgorszy rodzaj śmierci jaki
można sobie wymyślić. Miałem tylko nadzieję, ze będą gotowi na
czas.
Miałem do dyspozycji pięcioro ludzi i około dwudziestu
rebeliantów. Ostatecznie tylko tylu przetrwało rządy tyranów.
Nie wielu zdołało przeżyć spotkanie z obcymi. Ocaleli tylko
najsilniejsi.
Bałem się. Mimo, że nie byłem człowiekiem, tylko maszyną, bałem
się śmierci. Umierania. Bo ona dosięga wszystkich. Nawet
androidy. Bałem się odejścia w nicość. Bałem się tego wyroku,
który zawsze zapada poza naszym udziałem.
Gra toczyła się o wysoką stawkę. Jeśli tyrani potrafili
kontrolować obcych siłą umysłu, to zniewolenie ziemi jest
kwestią czasu. Zatem nasuwa się pytanie, dlaczego jeszcze tego
nie zrobili ?A może nie wiedzieli jeszcze o istnieniu naszej
planety? Jedno jest pewne, już się tego nie dowiedzą.

Przeciwnik był piekielnie trudny do pokonania. Musieliśmy użyć
wszelkich dostępnych środków, aby zmniejszyć przewagę wroga.
Channing przygotował kilka pojemników z łatwopalną cieczą oraz
wózek widłowy, którym mieliśmy je wtoczyć do gniazda. Wybuch
miał być potężny. Otworzy nam drogę do pieczęci. Po trupach
obcych wejdziemy do środka. Jeśli będzie nam sprzyjało
szczęście, zginie także królowa. Mieliśmy do dyspozycji cztery
karabiny impulsowe i trzy pistolety. Niewielki arsenał, ale
musiał wystarczyć.
- Speed, wracaj do messy, co tam u diabła, robisz? - krzyczałem
do mikrofonu. Szeregowiec nie odpowiadał.
- Newsted, poszukaj Speeda, jest nam potrzebny, niech się nie
wałęsa po statku.
Patrzyłem przez iluminator. Widać na tej planecie deszcz
nigdy nie ustaje. Także teraz ogromne krople dudniły o poszycie
transportowca.
-Kapralu, znalazłem Speeda, on... - Newsted przerwał. - On nie
żyje. Popełnił samobójstwo.
Zakląłem, ale nie dziwiłem się. Dziwiło mnie, dlaczego wszyscy
nie popełnili zbiorowego samobójstwa. Ostatecznie Speed był
zwykłym człowiekiem. Poza tym, widział co obcy zrobił z
Vesperem. Coś w nim pękło. Nie wiem jak sam bym postąpił w
takiej sytuacji.
Nagle grzmot. Błyskawica.
Bumerang po lewej obniżył pułap, po czym wzbił się ponownie w
górę. Zaczał się obracać według krótszej osi. Oarch drgnął. Pawn
zaklęła.
- Oni umierają ! Na pokład dostali się obcy...
Statek Orthian runął gwałtownie w dół, prosto w najbliższy z
monumentalnych gmachów miasta olbrzymów, do którego właśnie
dotarliśmy. Ogromny rogal wirował coraz szybciej, aż w końcy
roztrzaskał się o mury nieziemskiej budowli. Nie było wybuchu,
ani ognia. Tylko wielka chmura kurzu, tłumiona deszczem.
Patrzyłem w iluminator, straciliśmy statek i tak bardzo
potrzebnych żołnierzy. Wśród monstrualnych budowli miasta,
transportowiec Castonis musiał wyglądać jak niewielki prom
ratowniczy.
Okazało się, że to jeszcze nie koniec niespodzianek. Drugi
statek olbrzymów zaczął się kręcić dokładnie tak jak prawdziwy
bumerang. Nie musiałem pytać wodza olbrzymów, co było tego
przyczyną. Obcy byli na oby statkach. Bumerang zahaczył
skrzydłem Castonisa. Transportowcem targnął potężny wstrząs.
Bok naszego statku został wgnieciony. Wytrącony z równowagi
transportowiec runął w dół wraz z pojazdem Orthian. Merry
Watters i Channing szaleli wśród komputerów mostka
kapitańskiego. Kiedy sytuacja wydała się ustabilizować i
wyglądało na to, ze transportowiec uniknie zderzenia z ziemią,
nawigator Watters szarpnęła się, targnął nią straszny ból.
Obróciła się i upadła na pulpit sterowniczy. Channing i Webber
złapali ją za ramiona. Oto nadszedł jej czas. Za wsześnie.
Szeregowa Meg Pawn podniosła karabin z blatu stołu i bez
zastanowienia zastrzeliła kobietę, rozbijając przy okazji sprzęt
komputerowy. Transportowiec opadał coraz niżej, między budynki
miasta olbrzymów. Kręcący sie nieustannie U - pojazd trafił w
wielką kopułę stojącą w samym centrum miasta. Channing usiadł za
pulpitem sterowniczym, starał się opanować beznadziejną
sytuację. Jego wysiłki szły na marne. Pociski uszkodziły
aparaturę, ograniczając możliwość kierowania transportowcem do
minimum. Jedyne co mógł zrobić to opóźnić zderzenie z ziemią...
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-09 09:44:12
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



Rozdział VI


Z mikrofonu rozległ się głos drugiego mechanika.
- Pożar w maszynowni!
- Newsted, biegnij do magazynu, po wózek widłowy i biegiem do
promu. Potrzebujemy tych zbiorników, to nasza najskuteczniejsza
broń. Opuszczamy statek!
- Nie unikniemy zderzenia - oznajmił Channing - zderzenie za
trzy minuty. Skieruję statek do centrum. Utorujemy sobie drogę
taranem w postaci Castonisa.
- Newsted, wracaj stamtąd do promu, natychmiast ! Musiałem
działać szybko. Podbiegłem do pulpitu.
- Channing, podaj kod dostępu. Uruchamiam procedurę
samodestrukcji. Sięgnąłem po mikrofon, Newsted, zgłoś się.
- Kapralu, ogień w magazynie, zaraz... - głos Newsteda zamarł,
przerwany potężnym wybuchem. Nawyrażniej eksplodowały pojemniki
przygotowane przez Canninga. Castonis płonął. Informatyk
podyktował kod. Ustawiłem zegar. Uruchomiłem procedurę.
- Pozostało dziewięćdziesiąt sekund na dotarcie do strefy
bezpiecznej - rozległ się pogodny głos maszynerii .
- Channing, skieruj Castonisa do centrum i biegnij do promu.
Danny Webber przygotował Survivala do lotu. Meg Pawn i Oarch
wbiegli do środka. Czekałem na Canninga.
- Barson - odezwał się głos w nadajniku, zostaję. Skieruję
Castonisa do środka.
- Channing - urwałem. Wiedziałem, że go nie przekonam. Pół
minuty. Wskoczyłem do śluzy. Meg zamknęła ją za mną. Webber
odpalił silniki. Pęd Survivala powalił nas na ziemię. Wewnątrz
było ciasno, Oarch musiał się zgarbić aby zmieścić się w środku.
Podniosłem się. Spojrzałem przez iluminator. Wszędzie deszcz. I
kula ognia, która kiedyś była naszym powietrznym domem.
Transportowiec Castonis z jednym pasażerem w środku, Chaddem
Channingiem, wpadł prosto w kopułę centrum. Niczym potężny,
płonący pocisk, przebił się przez mury budowli i runął do
środka. Eksplozja nastąpiła po kilku sekundach. Niczym pięść
zaciskająca zapaloną petardę, tak budowla Centrum została
rozsadzona potężną eksplozją. Tony gruzu opadły na rozmiękczoną
od deszczu glebę. Podmuch zmiótł Survivala. Rzuciła nami z
upiorną siłą. Webber z trudem panował nad sterami promu
ratunkowego.
Nadszedł czas na ostateczne starcie. Uczucie strachu potęgowało
we mnie. W moich towarzyszach pewnie także. Jednak nie dawali po
sobie niczego poznać. Survival obniżył pułap. Wylądował w miarę
delikatni na rozmokłej ziemi. Przeładowaliśmy karabiny.
- Barson - Meg złapała mnie za uprząż pancerza. - Kiedy
zauważysz, że na mnie albo na Webbera nadszedł czas, zabij. Nie
pozwól im wyjść na zewnątrz, rozumiesz ?
Kiwnąłem głową.
- I jeszcze jedno. Postaraj się przetrwać. Jesteś jedynym
dowodem tego co się tutaj wydarzy.
Uśmiechnąłem się. Uśmiech pozbawiony wesołości. Zaprogramowane
uduchowienie.
Webber otworzył śluzę. Pierwszy wyskoczył Oarch. Trzymał wielki
topór. Proponowałem karabin. Odmówił. Na początku dziwiło mnie, że cywilizacja o tak skomplikowanej strukturze posługuje się tak prymitywną bronią jak maczety i włócznie. Zrozumiałem ,ze oni nigdy broni nie znali, nie była im do niczego potrzebna. Poza tym nie mieli czasu na opracowanie czegoś bardziej wyrafinowanego, tyrani postawili ich przed faktem dokonanym. Wojna juz trwała. Nawet jeśli mieli jakieś plany, to obce nie pozwoliłyby im na pracę. Niszczyły wszystko i wszystkich na swojej drodze.
Błoto mlaskało pod naszymi butami. Krople deszczu rozbijały
kałuże. Zapaliliśmy reflektory. Meg i ja na flankach, Oarch i
Webber w środku. Przed nami dogasały ruiny centrum. Nigdzie ani
śladu obcych. Grzmot. Błyskawica. Kolejna burza. Co jakiś czas
błyski na niebie oświetlały nasze twarze. Olbrzym wskazał
miejsce w którym znajdowały się pieczęcie. Wyglądało na to, że
wybuch przegonił obcych. Szybko jednak przekonaliśmy się, że
jesteśmy w dużym błędzie. Wypełzały zewsząd, z gruzów, ze
stojących nieopodal monumentów. Bez wachania pobiegliśmy
naprzód, trzeba było jak najszybciej dotrzeć do centrum.
Strzelaliśmy do nadbiegających przeciwników. Ruch utrudniał
celowanie. Meg zatrzymała się i oddała trzy strzały z
granatnika, w różnych kierunkach. Jedno monstrum oberwało
granatem w głowę, kilka zginęło rozerwane odłamkami. Bylismy
wewnątrz. Widziałem jak Webber'a i Pawn opuszcza strach. Teraz
bardziej pewni siebie, strzeleli do wszystkiego, co przypominało
obcych. Widziałem jak ich strach zamieniał się we wściekłość.
Okazało się, że człowiek walczy z największymn uniesieniem,
kiedy nie ma nic do stracenia. Byli wolni. Mieli tylko jeden
cel. I nic innego się dla nich nie liczyło.
Pozostałością korytarza sunęły za nami cienie krwiożerczych
bestii. Ja i Oarch pobiegliśmy przodem. Pawn i Webber
zabezpieczali tyły.
- Biegnij - usłyszałem głos nawigatora, mam prezent dla tych
bydlaków. - Zdjął z szyi torbę z granatami. Pawn pobiegła naszym
śladem.
- Kici, kici - Webber rzucił granaty prosto w nadbiegające
monstra. Zatrzymałem się, aby zobaczyć jak wyrosły spod ziemi
obcy podnosi nawigatora do góry. Webber nacisnął spust.
Trafił.
Odwróciłem głowę, podmuch potężnej eksplozji powalił mnie na
ziemię.
Nie ma czasu - głos Pawn - zaraz będą tu następne.
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-09 11:22:30
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



[blockquote] wkleje tylko jeden cytat:
[yellow]Nie miałem czasu na długą kontemplację, ponieważ olbrzymie wrota ponownie się rozstąpiły, a do pomieszczenia wbiegły one. Kuzyni samego diabła[/yellow]
jak one to kuzynki, nie kuzyni, po za tym sam szyk zdania wbiegly one jest niepoprawnyu gramatycznie i bardzo razi, dalej przy calym efekcie ktory starsz sie osiagnac takie slowo jak poniewaz, kompletnie nie pasuje do przyjetej przez ciebie stylistyki. I szczegolnie poprawnie tez to nie jest...
A to tylko jedno zdanie ;D...tylko analizowac slowo, po slowie calego tekstu zwyczajnie nie mam sily, zreszta i po co? Smile
[/blockquote]

Heh Very Happy, na tak, z tymi kuzynami to historia jest taka, że w first drafcie były "dzieci diabła", a nie kuzyni. Przed wysłaniem tego Suchemu zmieniłem "dzieci" by wydawało mi się to głupie. Zapominając o poprawieniu całego zdania Smile. Teraz wracam do wersji z dziećmi, bo to dalece lepiej brzmi niż "kuzynki" :D

Vyso, fajnie by było gdybyś spełnił obietnice i pzrealnalizował zdanie po zdaniu. Przecież nie naucze się pisać, jeśli nie będzie nikogo kto poprawi. Jak ocenia jedna osoba, to też nie to, bo jeśli ona tego nie zauważyła, to zauważy to ktoś inny. Dlatego teraz biorę krytyke "na klatę" bez szczypania Wink
Więc nie dostosuje sie do rady Hicksa i Vyso (sorry Miket, oni wpadli na to wcześniej Wink )i nie wrzuce tego do szuflady, zeby sie hibernowało nie wiem ile. Jestem niecierpliwy :D

Pozdro
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-09 11:38:37
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



[blockquote] To moze ja dodam cos od siebie:

Uważam że pomysł z maczetami i włóczniami jest lekko plagiatorski - strsznie przypomina mi Predatorów (choć ich nie lubię) i jest to według mnie - wtóre.

[/blockquote]

Co wyście się tak uczepli tych maczet? Wink Przecież skoro nie znali nigdy broni, to musieli od czegoś zacząć, tak ? Najlapsze są najprostsze rozwiązania.
Zresztą przeczytajcie 6 rozdział, tam też jest cosik o tym :)

[blockquote]
Widze również że po lektórze komiksu "Aliens" jaki Ci Surt pozyczyłem spodobał ci sie motyw olbrzymów Very Happy
[/blockquote]

Motyw olbrzymów był przede wszystkim w Alienie Scotta Wink
[blockquote]
Koles który sie okazuje byc androidem? Gdzies juz to chyba było... Very Happy
[/blockquote]

Po pierwsze tu nic sie nie okazuje, bo to android opowiada, tyle, że zapomniał o tym na początku poinformować Very Happy Poza tym obcy też już gdzieś byli, i pulse Riffle i żołnierze. Tego też można sie doczepić :)


Mówcie sobie co chcecie, nie zniechęcicie mnie Very Happy
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-09 12:20:50
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
MIKET
The Great Cornhollio!



Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-10-08
Posty: 1412



No tak ale wcześniej nie podejmowałes tematu "olbrzymów" :D

Po za tym nikt Cię tu nie zniechęca. Mówimy tylko żebyś nie wpisywał od razu na forum to co napisałeś. Zastanów sie kilka razy i dopiero potem podejmij odpowiednią decyzję...
____________________________________
MU-TH-UR 6000
2004-01-09 16:25:40
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość 6890012 Odpowiedz z cytatem
Vysogotek
Weyland Yutani



Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700



...jesli nie dla wlasnego dobra, to przynajmniej z litosci dla tych ktorzy to beda czytali.
Poprawiaj chociaz literowki i panuj na szykiem zdania, wystarczy, jezeli juz musisz na swiezo wrzucac, co jest glupim pomyslem, ale zostawmy to, ze po napisaniu tekstu odlozysz go na godzine, pojdziesz na papierosa, wypijesz piwo, pograsz, pouczysz sie, nie wiem Very Happy, nie wazne.
I po tej godzinie przeczuytaj tekst jeszcze raz spokojnie pod katem interpunkcji, literowek i niepoprawnych szykow zdan.
Pamietaj ze w momencie kiedy wrzucasz to na forum, nie piszesz juz dla siebie tylko dla nas.
Skoro piszesz dla nas to znaczy ze my to bedziemy czytac.
I chyba wypadaloby zebysmy to czytali z przyjemnoscia nie?
Bo w innym wypadku po co wogole pisac?
____________________________________
I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
2004-01-11 11:45:46
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



[blockquote] No tak ale wcześniej nie podejmowałes tematu "olbrzymów" :D

Po za tym nikt Cię tu nie zniechęca. Mówimy tylko żebyś nie wpisywał od razu na forum to co napisałeś. Zastanów sie kilka razy i dopiero potem podejmij odpowiednią decyzję...[/blockquote]

Oj Miketowy, jekbyś uważnie czytał moje pierwsze opowiadanie,( które okazało się gniotem kompletnym)
to byś skminił, że tam także występują SJ. Na ten pomysł wpadłem bardzo dawno temu, wtedy jeszzce nawet nie wiedziałem, że lubisz Aliena ;)

Nowe opowiadanie to tylko przeróbka starego pomysłu, to jest to samo, tylko z innej perspektywy.

BTW: Miket, mógłbyś zdefiniować termin "plagiat" bo wydaje mi się, że urzyłeś go w złym znaczeniu. Wracam do tych maczet. Przecież pierwotne ludy uzywały włóczni, Sindbad żeglarz używał maczety, czy to znaczy, że to jest plagiat z mojej strony, że moje postacie używaja podobnej broni? POza tym pokaż mi gdzie Predatorzy używali maczet, hę ?
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-12 09:50:37
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
HICKS
I'm here, baby! I'm here!



MODERATOR
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1850



[blockquote]POza tym pokaż mi gdzie Predatorzy używali maczet, hę ?[/blockquote]

Zakończenie Predatora 2 i Batman DEAD END. Tam predatorzy używali czegoś w tym rodzaju (czy też widać że taką broń mają).
____________________________________
2004-01-12 10:34:58
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



a no to w takim razie zwracam honor, anyway wierzcie mi, że nie wzorowałem sie na Łowcach, pozdro
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-12 10:39:49
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



Rozdział VII

Ruiny centrum, przekształconego w gniazdo, robiły wrażenie.
Dookoła walały się szczątki poszycia transportowca. Wódz
rebeliantów podszedł do skomplikowanego urządzenia
przypominającego olbrzymie organy sakralne. Załadowałem kolejny
magazynek.
W korytarzu zmaterializowały się postacie potworów. Szeregowa
strzelała jak w transie. Rozsadziła granatem ponad czterometrowe
monstrum . Oarch zdjął z szyi trzy klucze, kiedy umieścił dwa w
odpowiednich miejscach, stanął bez ruchu. Wydawało się, że
słyszę jego myśli. Kazał mi umieścić ostatni klucz i przesunąć
na dół cztery dźwignie. Coś go podniosło wysoko do góry, i
rozszarpało na strzępy. Wyżej, na kupie gruzu, siedziała ona,
królowa obcych. Wściekła jak diabeł. Upiorniejsza, niż wszystkie
bestie wszechświata. Meg nie przestawał strzelać do obcych,
które, nawet poszatkowane, pozbawione rąk i nóg, nie przestawały
atakować. Pobiegłem podnieść klucz. W martwej dłoni Oarcha
leżała blaszkopodbna rzecz o nieokreślonym kształcie. Podniosłem
ją. Królowa poruszyła się. Oderwała odwłok i dała znać
wojownikom aby się zatrzymali. Byliśmy w potrzasku. Pawn
przestała strzelać. Wśród dymu i ognia zobaczyłem błękitne
światło. W ruinach gniazda pojawiły się rosłe sylwetki trzech
tyranów. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Sunęli
powoli i majestatycznie, niczym zjawy, w nasza stronę.
Wiedziałem czego chcieli. Kluczy.
- Wiesz Barson - szepnęła Pawn. Cieszę się, że nie jesteś
człowiekiem ... Żaden człowiek nie jest równie ludzki...
Pamiętaj, musisz przetrwać.
Odpięła torbę wyładowaną granatami, oddała serię do królowej.
Potwór ryknął, otwierając szeroko paszczę. Meg zrobiła szeroki
zamach, rzuciła torbę prosto w jej zęby i nacisnęła spust.
- Kryj się - krzyknęła.
Wybuch rozsadził królową na kawały. Wodospad kwasu zalewał
wszystko dookoła. Ukryłem sie pod blachą, stanowiącą resztki
Castonisa. Kwas dosięgnął Meg, przepalając ją na wylot, oraz
nadbiegających tyranów. Odrzuciłem od siebie skwierczącą blachę
i rozsadziłem nadchodzących olbrzymów granatami. Wspiąłem się na
skałę. Dźwignia była za wysoko. Obcy rzucili się w moją stronę.
Skoczyłem jeszcze raz, trzymałem się jedną ręką skały, drugą
ostrzeliwałem nadbiegające bestie. Umieściłem klucz na właściwym
miejscu. Jeszcze chwila i przeskoczyłem na pierwszą dźwignię,
przesunąłem ją własnym ciężarem. Obcy wyskoczył jak zwykle
znikąd, chwycił mnie za nogę. Wisieliśmy obaj na ścianie.
Sięgnąłem po broń. Rozprysk kwasu opalił mi nogi na wylot. Obcy
runął na ziemię. Sięgnąłem do torby, była prawie pusta. Zostały
trzy granaty, czerwona lampka miernika poziomu amunicji
wskazywała pięćdziesiąt pocisków. Kwas poważnie uszkodził moje
podsystemy. Nie zostało mi wiele czasu. Sięgnąłem drugiej
dźwigni, opadła łatwo. Obcy pojawili się w korytarzu.
- Odpalić granat, szybko - myślałem. Moje reakcje były coraz
wolniejsze. Spust. Wybuch. Trzecia dźwignia. Jakie to proste.
Seria z karabinu impulsowego. Granat. Wybuch. Szum. Ogień.
Wszędzie ogień.
I skrzek obcych brzmiący w moim umyśle, który z każdą sekundą
tracił kontakt z rzeczywistością.
Musiałem się zdobyć na ostatni wysiłek. Czwarta dźwignia była
tuż obok.
To musiał być żałosny widok. Android rozpaczliwie trzymający się
ściany, bez nóg i bez żadnych szans.
Zerwałem się, w tym samym czasie skoczył obcy. Sięgnął po mnie z
góry. Gęsta ślina z jego pyska kapała na moją dłoń. Szarpałem
dźwignię. Nawet nie drgnęła. Musiałem się czymś obciążyć.
Podniosłem broń. Lufę wetknąłem w zewnętrzne zęby potwora.
Nie przestawałem strzelać, nawet kiedy ten bydlak runął na mnie
i z całym impetem opadliśmy, obciążając dźwignie, która opadła
na właściwą pozycję.
Ruiny zatrzęsły się w posadach. Podziurawiony, upadłem na
ziemię. Kilkanaście metrów dalej powstała ogromna wyrwa w ziemi.
Fontanna płynnego ognia trysnęła na kilkanaście pięter w górę,
zalewając obcych. Czołgałem się do wyjścia. Niewiele widziałem,
było gorąco. Niebo miotało gromami. Ziemia robiła to samo.
Trzęsła się i wypluwała gęstą, piekielną magmę. Jakkolwiek był
to niezapomniany widok.
Morze ognia zaleje planetę, tak mówił Oarch. Dym, ogień i
trawione płomieniami cielska obcych. W powietrze wzbił się
pojazd olbrzymów w kształcie litery U. Widziałem, jak dosięga go
fala i dławi w oceanie ognia. Jakimś cudem dotarłem do
Survivala.
Odezwała się we mnie chęć życia. Dotychczas uważałem własną
egzystencję za obowiązek. Teraz doceniłem wartość własnego bytu.
Dotarłem do pulpitu sterowniczego. Odpaliłem silniki. Survival
oderwał się od ziemi i nabierał wysokości. Już niemal każdy
obszar planety zalewały żywe ognie. Poziom niszczycielskiego
żywiołu dotarł juz niemal do połowy wysokości najwyższego
budynku. Deszcz nie przestawał padać, ale krople za nic nie
ugaszą piekła, jakie dosięgneło Orth.
To tutaj, na tej ziemi, polegli wielcy ludzie i wielcy
Orthianie. Szalona odwaga i wielkie serca.
Byłem w fatalnym stanie. Sprawność poniżej minimum. Większość
systemów uszkodzonych. Dolna moja część została w tym
pogorzelisku.
Mimo uszkodzonych układów słuchowych, dobiegł mnie jakiś
dziwny dźwięk. Nie byłem sam na pokładzie Survivala.
Magazynek był pusty. Pozostał mi jeden granat. Granat specjalny,
dla wyjątkowego gościa.
Obcy był tutaj cały czas. Podniósł powoli łeb, z jego zębów
ściekał obleśna, galaretowata ślina. Podniosłem karabin.
Wiedziałem, że wybuch rozsadzi pojazd na kawałki. Wiedziałem, że
obietnicy danej Meg Pawn, nie zdołam wypełnić.
Spojrzałem przez iluminatror.
Ostatni raz.
Obcy zaskrzeczał...


Koniec zapisu...




No tak, to juz koniec. Teraz liczę na konstruktywną krytykę i opinię członków szanownego forumowego grona Smile
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-12 10:50:53
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Vysogotek
Weyland Yutani



Captain
Dołączył: 2002-12-24
Posty: 700



Sindab mogl co najwyzej uzywac pirackiego kordelasa nie maczety...
A SJ jako prymitywny lud jakos do mnie nie trafiaja, ale spoks, pisz dalej.
____________________________________
I work for the company, but other than that I'm an okay guy.
2004-01-12 16:32:06
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



Vyso, ten wątek już zakończyłem. Mam w głowie jeszce kontynuację, ale nieprędko coś napisze, wiesz, matura :(

POza tym maczety pojawiały w przygodach Indiany Jonesa i innych filmach/ksiąkach z dżunglą w tle..
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-12 17:00:42
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



Miket i Mefi, you're wrong. Sprawdziłem w słowniku i ostatecznie pierwotna wersja mojego tytułu jest ok!

Jest jak byk : Source of an evil, nawet taki przykład wyczaiłem :)

Pozdro
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-13 18:24:07
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Mefisto
LOCO



Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-09-08
Posty: 1252

ok

skoro tak jest w słowniku
____________________________________
- Hey, Mefisto, have you ever been mistaken for a Donald Duck ?
- No, have you ?
2004-01-13 19:14:56
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odpowiedz z cytatem
MIKET
The Great Cornhollio!



Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-10-08
Posty: 1412



[blockquote]
Oj Miketowy, jekbyś uważnie czytał moje pierwsze opowiadanie,( które okazało się gniotem kompletnym)
[blockquote]

He - czyli wyszło na nasze.
Wystawiasz opowiadanie na forum które wg. Ciebie jest spoko, a potem dochodzisz do wniosku że jest zryty. Zrób to samo z następnymi - pomysl troche nad nimi.

Co do tytułu to uważam że powinno byc bez "an".
Oczywiście - są przykłady dla których powinno byc "an" ale tu tak nie jest. Ja sam pytałem kilka osób z wieloletnim doswiadczeniem z językiem angielskim i za każdym razem dostałem tę sama odpowiedź. Zapytaj choćby nauczycielek z liceum (choćby Bilskiej) to się dowiesz.
____________________________________
MU-TH-UR 6000
2004-01-15 20:01:53
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość 6890012 Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



Nawet słowem nie wspomniałem, że tamto opowiadanie było spoko. Pisałem je z głowy na forum, to był poligon doświadczalny. Zresztą posłuchałem wtedy Ciebie, bo radziłeś, żebym to wpisywał bezpośrednio na forum. Zresztą pisałeś wtedy, że nawet Ci sie podoba. No ale po tym jak wszyscy je zjechali, to było Ci głupio, więc teraz jedsziesz wszystko, tak na wszeliki wypadek. Bez sensu.
Pozdro
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-16 08:58:21
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
J.Vasquez




Captain
Dołączył: 2003-01-25
Posty: 528



Sutr a nie pomyślałeś ze kolega chciał być miły dla Ciebie, doceń to troszeczke Smile
I w ogóle to przeczytałam chyba tylko połowe tego opowiadania, nie jest fatalne, ale niektóre motywmy wprawiaja mnie w śmiech...no wiesz..pochodnie?! Razz
2004-01-16 09:03:43
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odpowiedz z cytatem
MIKET
The Great Cornhollio!



Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-10-08
Posty: 1412



Co?!
W życiu nie powiedziałem bys to wystawił na forum!
Jak ja Ci mogłem doradzic bys pisał opowiadanie, które jest moim zdaniem ok, a które piszesz z głowy? To troche nie logiczne...

Ja ani razu nie powiedziałem złego słowa o poprzednich opowiadaniach. To Ty powiedziałes że są zryte.

A jedyną rzeczą którą Ci cały czas chcę powiedzieć to to bys z kolejnymi opowiadaniami trochę poczekał zanim wystawysz je na forum. To że np. taki Sapkowski napisze spasionego Weidźmina
nie oznacza że kolejne jego tytuły też będą hiciorem.Tak też pierwsze twoje opowiadanie było dla mnie ok, to to opowiadanie mi sie średnio podoba (chociaż BARDZO podoba mi się końcówka).
Zacznij w końcu pisać dla SIEBIE - nie dla ocen.

3majcie się!
____________________________________
MU-TH-UR 6000
2004-01-16 09:25:54
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość 6890012 Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



no dobra, może troche się uniosłem, sorry Miket :)

[yellow]EDIT[/yellow]
pisałem już, ze nie będę pisał dla siebie, właśnie dlatego, że chcę sie rozwijać. Dlatego nie unoszę się już na krytykę (chyba, ze ktoś krytykuje na siłe). Ja naprawdę chce się poprawić. Teraz dla mnie są ważne nwet takie okręślenia, ze opowiadanie nie jest fatalne, bo tamto (pisane pod wpływem chwili bezpośrednio na forum) było takie.
Zrozumcie człowieka
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-16 09:26:13
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Surtsey




Lieutenant Colonel
Dołączył: 2003-01-11
Posty: 1430



[blockquote] w sumie to zawsze ciagnelo mnie do pisania powiesci Smile
kiedy surt skonczy swoje (mam nadzieje ze pomyslnie) moze i ja wrzuce swoje malenstwo :P

narazie bede szlifowal Very Happy[/blockquote]

Kolabor, no to teraz Twoja kolej. Pisałeś kiedyś, ze Twoje "maleństwo" ma 200 stron. Czy aby na pewno ono zmieści się na forum? ;)

TO Miket, hah, znalazłem ten Twój tekst, napisałeś, żebym pisał "co mi ślina na język przyniesie", no i chyba źle zrozumiałem Neutral
____________________________________
zapraszam_do_dalszej_prawdziwej_dyskusji.
2004-01-27 10:35:05
Zobacz profil autora Wyślij email Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odpowiedz z cytatem
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona: Poprzednia  1, 2, 3  Następna Tematy    Napisz nowy temat    Odpowiedz do tematu

 


Powered by phpBB