Autor |
Temat: "Osada" czyli zimowe perypetie na Ceresie |
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
Coraz lepiej, super
|
|
2003-01-08 20:00:24
|
|

Major
Dołączył: 2002-09-08
Posty: 842
|
mefi, przeslij mi swoje dzielo
|
|
2003-01-08 20:35:12
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Osada6
" Osada "
6.Raport
- Zagrożenie dla życia powiadasz ?? - zapytał nie podnosząc wzroku znad kartki papieru Cedrick. Właśnie skończył czytanie raportu przygotowanego przez Anette. Prawdę mówiąc, miał wiele obiekcji dotyczących całego wydarzenia. Nagłe zmiany pogodowe na Ceresie są na porządku dziennym, ale gwałtowne wzmożenie śnieżycy w ciągu sekund, a następnie jej koniec ponownie w przeciągu paru chwil jest wielce zastanawiącjący. Ale czy niemożliwy ?? Cedrick miał twardy orzech do zgryzienia.
- ... ale przecież nie miałam powodu, aby tam nie pójść, gdyby pogoda była choćby znośna, poszłabym bez żadnych problemów. Nie raz byłam na spacerze w czasie złej pogody i wszystko sprawdzałam, ale tym razem naprawdę było okropnie i...- Cedrick ocknął się na chwilę i zderzył się z potokiem słów Anette. To zadziwiające, ile można powiedzieć w ciągu kilku sekund.
- Ucisz się na chwilę dziecko... - wycedził zirytowany. Wziął głęboki oddech i kontynuował.
- ... ponownie nie pozwoliłaś mi dokończyć.. Wierzę Ci, że miałaś powód by wrócić do bazy. Jakikolwiek by on nie był - wierzę ..co więcej, ufam Tobie. Obserwowałem Cię od początku i po tych kilku latach mogę wreszcie stwierdzić, że jesteś gotowa, by to ode mnie usłyszeć.
Anette stała jak skamieniała. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Cedrick kompletnie ją zaskoczył. Przecież uważała go za skończonego dupka...
- P..przepraszam .. Ja.. myślałam.. - zaczęła zbita z tropu. Lecz on znów jej przerwał.
- Wiem, co myślałaś - że jestem dupkiem ? - uśmiechnął się lekko - Wiedziałem o tym doskonale. Nie potrafisz grać, moja droga.
Dziewczyna popatrzyła na Cedricka z niedowierzaniem. Nadal myślała, że śni. Stała tam jak dziecko, z szeroko otwartymi ustami. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Cedrick uciął rozmowę.
- No, myślę, że jak na dziś wystarczy tych zwierzeń. Pamiętaj, że to co Ci rzekłem, nie ma żadnego - powtarzam - żadnego wpływu na moją ocenę Twojej osoby. Będziesz tak samo surowo oceniana jak dotychczas. Zrozumiałaś ??
Anette kiwnęła szybkim ruchem głowy na znak zgody.
- Dobrze więc. Możesz wyjść - raport przyjęty. - zakończył rozmowę Cedrick. Lekarka wychodząc, stanęła w drzwiach i popatrzyła w kierunku mężczyzny, jakby chciała coś rzec, ale zrezygnowała i opuściła niezwłocznie pomieszczenie.
Cedrick został ze swoimi myślami sam w pokoju. Zastanawiał się, czy słusznie postąpił mówiąc dziewczynie o swoim zaufaniu. Bał się, że będzie ona wykorzystywać kredyt, jaki jej dał. Cóż, stało się i nie ma co dłużej nad tym rozmyślać. Poczuł się bardzo zmęczony, toteż wyłączył komputer i położył się na łóżku. Zamknął oczy i pozwolił umysłowi odpocząć. Tonąc stopniowo w podświadomości, w głowie kołatało mu się tylko jedno słowo ... i wiele obrazów z przeszłości, które coraz bardziej blakły i ciemniały ustępując pola czarnej otchłani, w której obrazy ani myśli są zbędne ... ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-01-14 13:37:17
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Osada7
" Osada "
7.Narodziny
Pierwszy ziewnął szeroko, i rozejrzał się dookoła. Jaskinia była sporych rozmiarów i nie było w niej nawet bardzo zimno. Zostawił swój dotychczasowy posiłek i udał się do pobliskiej niszy w skale. Zwinął się w kłębek i jeszcze raz ziewnął...
Po kilku godzinach zbudził się z letargu. Jaskinia stała się o wiele za mała, mimo to nadal się w niej mieścił. Pokręcił głową i stwierdził, że zaczynają mu się wyostrzać zmysły. Coraz głośniej słyszał kapiącą wodę gdzieś w głębi jaskini i płynący potok. Poczuł też zapach. Tak, ktoś tu był. I to stosunkowo niedawno. Od razu poczuł głód... i jednocześnie niepokój. Czuł się niesamowicie odosobniony i zagrożony. Nie wyczuwał obecności innych. Zaczął chodzić od jednego końca jaskini do drugiego. Udało mu się nawet wcisnąć w przesmyk prowadzący do głębszej części jaskini. Szedł wzdłuż podziemnego strumyka, aż w końcu dotarł do rozwidlenia. Skręcił w prawo, czując bijące stamtąd ciepło. Trafił do sporej groty, z dużymi taflami gotującej się wody. Podszedł do jednej i ujrzał w niej Innego. Przekrzywił głowę. Tamten uczynił dokładnie to samo. Pierwszy syknął ostrzegawczo, jednak 'ten z wody' nie odpowiedział. Zdenerwowany Pierwszy zamachnął się łapą, i uderzył w osobnika przed sobą. Trafił prosto w otworzoną w grymasie złości szczękę, jednak zamiast krwi chlusnęła gorąca woda. Pierwszy odskoczył z sykiem od wrzątku, wspinając się na sufit. Kiedy tafla się uspokoiła, ponownie zobaczył podobnego sobie, jednak tym razem wiedział, że gorąca woda pokazuje nieprawdę. Syknął z zadowoleniem. Ciepło i wilgoć pomieszczenia dała mu namiastkę gniazda. Przyczajony na suficie, poddał się usypiającemu ciepłu. Nagle poczuł coś. Bardzo niewyraźnie, z dużej odległości ale ktoś był niedaleko. Zeskoczył na ziemię, wyszedł ciasnym korytarzem i przecisnął się przez niewielki otwór w skale, by znaleźć się w miejscu, gdzie przyszedł na świat. Spojrzał na resztki swojego posiłku. Nie za dużo go już zostało. Pierwszy zaczął powoli skradać się do wyjścia groty. Im bliżej wyjścia, tym większy był mróz. Mimo to na nim nie robiło to większego wrażenie - gorąca krew krążyła w jego ciele, ogrzewając je. Wysunął łeb z jaskini. Tak, tam ktoś był - w odległości jakichś stu metrów. Śnieżyca trochę przeszkadzała w określeniu dokładnego położenia obcego, jednak Pierwszy był całkowicie pewien obecności tego kogoś. Zadarł głowę do góry, i zobaczył las, z wysokimi drzewami o potężnych pniach, ich iglaste korony pokryte były prawie w całości śniegiem. Dał susa w kierunku jednego z pobliskich drzew, i wspiął się na pień. Pazury czepiły się kory, a Pierwszy wchodził coraz wyżej, aż znalazł się prawie przy koronie. Skoczył na następne drzewo, i tak coraz dalej w kierunku przybysza. Przy którymś z drzew spłoszył jakieś białe ptactwo, które z krzykiem wzbiło się całym stadem w powietrze. Coraz gorzej wyczuwał obcego, ponieważ śnieżyca się wzmagała. W pewnym momencie usłyszał czyjś krzyk i jednocześnie wyczuł bardzo wyraźne uczucie strachu u tej osoby. Najpierw chciał się rzucić w jej kierunku, ale za chwilę doszedł do wniosku, że zaprowadzi go do skupiska tych istot. Tak. Postanowił iść za tym. W dole widział mały czarny punkt, idący ścieżką. Niespodziewanie punkt przyśpieszył i puścił się pędem w kierunku niskich, przysadzistych budynków na niewielkiem polanie... ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-01-15 14:26:33
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
ok, ok jest dobrze, luzik, ale dlaczego jak zawsze tak malo?
|
|
2003-01-15 16:15:13
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Bo..bo....
No tak jakoś  ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-01-16 14:15:14
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
Za kare zostaniesz po lekcjach
|
|
2003-01-16 15:31:29
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-09-08
Posty: 1252
|
i napiszesz 100 razy na forum:
nie będę już nigdy pisać tak krótko  ____________________________________ - Hey, Mefisto, have you ever been mistaken for a Donald Duck ?
- No, have you ?
|
|
2003-01-16 18:29:38
|
|

MODERATOR
Dołączył: 2002-03-11
Posty: 830
|
He! He!
;)  ____________________________________ "I AM READY MAN, READY TO GET IT ON!"
|
|
2003-01-17 01:25:17
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Ej no ,,,,
presja działa wprost przeciwnie !  ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-01-17 12:32:34
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Osada8
" Osada "
8.Cień przeszłości
Hillary spała tej nocy niespokojnie. Miała koszmary. Budziła się kilkakrotnie. Gdy obudziła się nad ranem, nie zastała męża w łóżku. Ostatnio działo się z nim coś niedobrego. Stał się milczący, i bardziej nerwowy.. Hillary początkowo myslała, że to tylko zły humor. Często miewał takie napady. Odkąd dowiedzieli się, że nie zostaną zmienieni, John często wyrzucał Hillary podjęcie decyzji o objęciu posady w ośrodku Osada. Jednak tym razem już prawie tydzień trwał ten stan. I zaczynała się niepokoić o męża. Wstała z łóżka, pościeliła je i wzięła gorący prysznic. Zawsze poprawiał jej nastrój. Posprzątała trochę kwaterę, po czym wyszła na śniadanie. W mesie zastała tylko Anette. Siedziała nad kubkiem kawy.
- Dzień dobry Annie. - przywitała ją Hillary.
- Cześć. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Jeśli szukasz John'a, to na próżno - uprzedziła pytanie - ..wyszedł na obchód. Koniecznie chciał się zamienić z Willem. - wyjaśniła.
- Ehhh... co za człowiek... - westchnęła Hillary. Usiadła obok Anette i zakryła twarz dłońmi.
- Wszystko w porządku ? Nie wyglądasz za dobrze - zapytała zatroskana lekarka.
- Nie...nic mi nie jest. Źle spałam, to wszystko...- rzekła Hillary.
- Mimo wszystko wolałabym Cię zbadać. Chodźmy.. - wzięła kobietę za rękę.
W gabinecie Anette zrobiła jej podstawowe badaniai pobrała krew. Przejrzała dane chorobowe, po czym powiedziała :
- Poczekaj kilka minut - zaraz będą wyniki.
Hillary skinęła głową w geście zgody. Zsunęła się z blatu lekarskiego, ubrała się i usiadła na krześle naprzeciwko Anette. Nie minęło pięć minut, gdy Anette rzekła :
- Odetchnęłam. To rzeczywiście zwykłe przemęczenie i stres. Powinnaś więcej odpoczywać.. I nie martw się tyle - poradziła koleżance, która już stała w drzwiach gotowa do wyjścia.
- Łatwo Ci powiedzieć. Ale dziękuję. - powiedziała Hillary i opuściła gabinet.
Anette patrzyła jeszcze chwilę na drzwi, po czym zaczęła uzupełniać dane dotyczące dzisiejszej wizyty. Gdy skończyła, stwierdziła że nie ma nic innego do roboty. Pomyślała więc, że dobrze by było uporządkować bazę danych w komputerze.
- Przynajmniej poczytam sobie życiorysy... - mruknęła do siebie. Dane nie były porządkowane od paru lat, więc panował w nich spory bałagan. Ułożenie ich w jakiejś kolejności i zaktualizowanie wymagało sporego zaangażowania - także czasowego. Dopiero po kilku godzinach baza danych zaczęła być w jakimś stopniu poukładana.
" Jeszcze tylko John i koniec.. " - pomyślała z ulgą Anette. Jakież było jej zdziwienie, gdy przeczytała, iż leczony był psychiatrycznie.
(...) Powód : utrata dziecka z pierwszego małżeństwa. (...)
Anette wiedziała, że był wcześniej żonaty ale nie miała żadnego pojęcia o dziecku. Po tym wydarzeniu John przeżył załamanie psychiczne, próbując popełnić samobójstwo. Będąc młodzikiem tuż ukończeniu studiów, poznał swoją pierwszą żonę i dzięki niej dostał pracę w Ośrodku Kontroli Geologicznej na Ziemi. Po stracie dziecka i samobójczej próbie został umieszczony w eksperymentalnym Ośrodku Leczenia Psychiatrycznego na stacji "Wrota". Po roku opuścił szpital i chciał podjąć pracę na starym stanowisku. Okazało się, że żona wystąpiła o rozwód, zaś stanowisko było zajęte. John przez kilka lat starał się o pracę - jednak bezskutecznie. W międzyczasie poznał Hillary. Pół roku po ślubie dostali propozycję pracy na Ceresie....
- Dlaczego o tym nie wiedziałam ?? - szepnęła do siebie Anette. W tym samym momencie rozległ się dzwonek u drzwi. Dziewczyna gorączkowo zamknęła akta.
- Proszę..
W drzwiach zobaczyła roztrzęsioną Hillary.
- John do tej pory nie wrócił ... Nie ma go już prawie osiem godzin.. - powiedziała blada Hillary. Cedrick zarządził natychmiastowe zebranie w mesie.... - oświadczył i wyszła.
Anette nie zdążyła nawet powiedzieć, że już idzie. Wyłączyła komputer.
- Dlaczego o tym nie wiedziałam ..... - powtórzyła do siebie Anette i pobiegła do mesy ... ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-01-18 11:30:31
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
|
2003-01-18 18:46:19
|
|

Major
Dołączył: 2002-09-08
Posty: 842
|
[blockquote] No i.............[/blockquote]
BOO!
no ladnie- wariat na Ceresie   moze sie okaze, ze ma objawy schizofrenii
|
|
2003-01-18 20:43:44
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
może ... a może nie ?  ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-01-19 12:08:06
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Oooo muszę podratować posta, są ferie i będę miał więcej czasu na pisanie  ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-01-28 11:56:56
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
No ja mysle...
|
|
2003-01-28 23:21:11
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Osada9
" Osada "
9.Szukanie
Wiatr szalał na zewnątrz, podczas gdy mieszkańcy Osady zebrali się w mesie. John zniknął i nikt nie wiedział, gdzie mógł teraz się podziewać. Cedrick w kółko przepytywał roztrzęsioną Hillary. Henry z Willem coś do siebie szeptali. Za to Anette siedziała zamyślona. Przed oczyma wciąż miała przeczytany niedawno życiorys Johna. I wzmiankę o próbie samobójczej. Rozmowa dłużyła się w nieskończoność. Anette wahała się, czy wspomnieć o tajemnicy Johna, ale doszła do wniosku, że to nikomu nie pomoże. No bo nawet gdyby znowu chciał się zabić, to i tak niewiedzą dokąd poszedł. W końcu zadecydowała, że zachowa swoją wiedzę dla siebie ...
- Wysłałem wiadomość o zaginięciu Johna do Centrali. Na zewnątrz zaczęła się burza, więc odpowiedzi możemy się spodziewać za co najmniej kilkanaście godzin. - powiedział Cedrick.
- Na razie proponuję wrócić do własnych zajęć. Bezczynnym siedzeniem nic nie wkóramy ... - przerwał, widząc zawód na bladej twarzy Hillary - ... John jest inteligentny, na pewno przeczeka burzę w jednej z jakiń. Ostatecznie zna je najlepiej z nas wszystkich.. -rzekł uspokajająco.
Ale Hillary w tym momencie żadne słowa nie mogły uspokoić. Anette widząc, jak bardzo kobieta się męczy psychiczne, zaprowadziła ją do swojego gabinetu i podała środki uspokajające.
- Idź teraz do siebie.... leki za kilkanaście minut zaczną działać - uprzedziła Hillary lekarka.
Hillary wstała i bez słowa wyszła z gabinetu wolnym krokiem.
Tymczasem Anette zostawszy sama, od razu włączyła komputer i weszła do Bazy Danych zatrudnionych w Osadzie. Dotarłwszy do miejsca, w którym powinna być opisana historia choroby Johna, zobaczyła pustą stronę. Po wielokrotnych próbach odnalezienia danych dała sobie spokój. Nic nie skutkowało... Anette zaklęła w duchu, dochodząc do wniosku, że nie przeczytała owego raportu do końca... Zmęczona, położyła ręce na biurku i zatopiła twarz w zimnych dłoniach. Zaczesane na bok włosy, zwykle na lewą stronę, opadły jej na czoło. Anette zamknęła oczy i pogrążyła się w myslach. W pewnym momencie przestała kontrolować swoją świadomość i zasnęła. Znalazła się w świecie koszmarów sennych, w świecie, którego żaden ludzki umysł nie mógłby wyśnić lub wymyślić. Bardzo chciała się obudzić, uciec od świata, w którym szaro-ołowiane niebo zdawało się walić jej na głowę, w którym droga którą biegła się ruszała, wiła i jęczała, by w końcu zamilknąć i zamienić się w drogę ułożoną z przerażającą precyzją z kości. Dno spowijała ciemna mgła, nie widziała gdzie się kończy, jednak podświadomie czuła, że nie chce spaść.. bo na dnie koszmary są większe.. i prawdziwsze. Biegła więc ścieżką z kośći, dopóki nie dotarła do punktu, w którym bo obu stronach drogi, na przeciwko siebie wynurzały się z ciemności kolumny pokryte dziwnymi znakami, pełne zawijasów i uwypukleń, lekko śliskie. Na każdej z kolumn na niewielkim podeście był umieszczony dziwny, mały przedmiot. Im dalej biegła wzdłuż ścieżki, tym bardziej jej przerażenie rosło : dziwny obiekt umieszczony na kolumnie zdawał się przybierać groteskowy kształt ludzkiego embrionu, tyle że większego i ... nieludzkiego. Anette popadała powoli w szaleństwo, czuła, że jeżeli zaraz się stąd nie wydostanie, popadnie w obłęd. Tymczasem "ludzkie" embriony rosły, stawały się bardziej wyraźne, w końcu stanęły na własnych nogach. Długie ręce, pokryte twardą skórą, przez którą można było dostrzec prawie każdy mięsień, prawie każde ścięgno. Z kolumny na kolumnę postacie potężniały, zmieniały się. Anette widziała już wyraźnie twarze istot. Ich puste oczy, martwe, jakby skamieniałe, głowy, pomarszczone, z dziwacznym nosem, wyglądającym jak rura, usta, pozbawione warg, zaciśnięte mocno... Istoty były owinięte ciężkim materiałem. Anette biegła już teraz prawie na oślep, mało widząc przez łzy. Starała się nie patrzeć na boki, ale fascynacja połączona ze strachem nie dawała za wygraną i co jakiś czas zerkała na lewo czy prawo. Po jakimś czasie w oddali zaczął majaczyć jakiś duży obiekt, a ścieżka widocznie do niego prowadziła. Anette przyśpieszyła, licząc na kres
koszmaru. Gdy zbliżyła się już do obiektu przed sobą, jej przerażenie sięgnęło zenitu. Ów obiekt składał się z milionów kości, najróżniejszej wielkości, poukładanych w jakiś chory wzór. Anette resztkami zdrowego umysłu przypomniała sobie, że gdzieś już podobny kształt widziała, tylko nie pamiętała gdzie i w jakich okolicznościach. W chwilę potem strach wygrał nad rozsądkiem i Anette zatraciła się w szaleństwie, obraz przed oczyma zaczął wirować, krzyki, które nie należały do niej wbijały się w jej uszy, a usta zaczęły się poruszać bezwiednie, wołając cicho o pomoc....
Anette podniosło gwałtownie głowę znad biurka i przerażonym wzrokiem omiotła pomieszczenie... była w swoim gabinecie. ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-02-12 14:24:59
|
|
MODERATOR
Dołączył: 2002-03-15
Posty: 1965
|
hissssssssss............ po bardzo dobrym wprowadzeniu nadszedlczas na odgryzienie komus glowy..........
|
|
2003-02-12 18:06:24
|
|

Captain
Dołączył: 2002-07-17
Posty: 570
|
dobre!!!
Jak skonczysz to wyslij tekst do magazynu science fiction (www.science-fiction.pl). Mysle, ze masz duze szanse na druk (o ile w gre nie wchodza jakies durne afery z prawami autorskimi). ____________________________________ When dealing with aliens, try to be polite, but firm. And always remember that a smile is cheaper than a bullet.
|
|
2003-02-13 10:13:52
|
|

Lieutenant Colonel
Dołączył: 2002-03-14
Posty: 1321
|
Osada10
" Osada "
10.Daleka podróż
...John parł na przód, nie zważając na śnieżycę. Wiedział, gdzie iść. Wiedział od dawna, ale walczył z tym. Ostatniej nocy jego psychika nie wytrzymała i coś w nim pękło. Resztki ludzkich emocji, wspomnień i zachowań zostały zepchnięte w głąb własnej jaźni. Uciążliwym pulsowaniem zagnieździła mu się w głowie jedna myśl. Jedna jedyna, nic innego nie było ważne. nie zważał na to, że odmarzają mu palce, że ciało odmawia posłuszeństwa. Myślami był tam...
...Pierwszy poczuł się dziwnie. Zobaczył obraz, który coś przedstawiał, lecz nie wiedział co.
Poczuł także, że musi się tam udać, gdziekolwiek to jest. Takie obrazy mógł przesyłać tylko jeden z Nich, albo ...Królowa. Pierwszy poczuł szybciej krążącą krew, wysostrzyły mu się zmysły na myśl, że gdzieś w pobliżu może znajdować się Królowa, którą trzeba chronić, i która da poczucie przynależności, ciepła gniazda. Zapomniał o drugiej opcji. Myśl o Królowej miała pierwszeństwo...
- Anette, chodź ze mną - powiedział Cedrick spotkawszy koleżankę na korytarzu.
- Ale ja właśnie .. - zaczęła, ale przerwał jej, przykładając palce do ust.
- Wszystko inne może poczekać. - oświadczył.
Poszli do kwatery Cedricka, uważając by nikt ich nie zobaczył. Anette zaniepokoiła się zachowaniem swojego szefa ale nie dawałe tego po sobie poznać. Kiedy weszli do jego pokoju i usiedli przy biurku, zapytała :
- Po co ten cały cyrk ?? Co to za tajemnica ?? - zapytała.
Cedrick spojrzał jej w oczy i powiedział :
- Tylko my mamy dostęp do Bazy Danych Centrali. Ty jako lekarz, ja jako szef ośrodka....
Gdy zaczął, Anette domyśliła się, o co mu chodzi.
- ...mniemam, że czytałaś o Johnie... o jego historii ?? - spytał.
- Tak... tego dnia kiedy zaginął. - odrzekła.
- Właśnie. Kilka godzin później zapis nie istniał... Błąd komputera, czy ktoś go usunął ?? Pytam Ciebie, bo nikt inny nie ma dostępu do Centrali. Ufam, że to nie ... - nie skończył widząc wyraz twarzy dziewczyny.
- Jeśli chcesz zapytać, czy to nie ja, to zrób to wprost - powiedziała chłodno.
- Masz coś z tym wspólnego ?
- Nie.
Zapadła niezręczna cisza. Cedrick spuścił głowę.
- Chyba rozumiesz, że muszę wykluczyć wszystkie możliwości.. - wyjaśnił - ..ale skoro to nie Ty, to nie pozostaje nam nic innego tylko się domyślać, co mogło się zdarzyć.. - kontynuował.
- Prawdę mówiąc, zapis wygląda mi na usunięty centralnie ... to znaczy musiał go usunąć ktoś z Centralnego Ośrodka w Dalton. Wykluczam awarię komputera ... wówczas nie działało by większość rzeczy.. - przerwał na chwilę, po czym zapytał - Czytałaś zapis do końca ??
- Nie zdążyłam... Hillary przybiegła i powiedziała że John zaginął... - powiedziała.
- Cholera ja również ...
- To co robimy ? - zapytała retorycznie Anette. Bo tak naprawdę nic nie można było zrobić...
...Henry nucił sobie pod nosem jakąś muzyczkę z jedno ze swoich ulubionych starych filmów. Szalejąca śnieżyca zagłuszała naprawiającego zewnętrzną antenę naukowca.
- Jeszcze to ..Ooo tak ... Teraz tu ... właśnie - mruczał co jakiś czas do siebie. Już od pół godziny męczył się z przekaźnikiem, który nawalił niedawno.
- Jasna cholera, że też tylko ja muszę się znać na technice .. - zaczął marudzić do siebie - ...Taki Will... tylko siedzi i analizuje wyniki badań... A ja ?? Jestem geologiem, a nie jakimś pieprzonym eletrykiem ...
- Taki Will ratuje Ci dupsko, aby nie zamarzło .. - usłyszał rozbawiony głos za sobą.
Obejrzał się i ujrzał usmiechniętego od ucha do ucha brata, ubranego w kombinezon, trzymającego w ręku podłużny pojemniczek.
- Ooo braciszku ... z nieba mi spadłeś.. o tym właśnie marzyłem - wyciągnął rękę po pojemnik, wziął w rękawicę, cicho jęknął z zadowolenia, uchylił nieduże wieczko i pociągnął łyka.
- Taak... tego mi było trzeba .. gorącej kawy.. - powiedział do brata.
- Długo zamierzasz tu jeszcze siedzieć ?? - zapytał Will - ..przydałbyś się mi wewnatrz.
- Jeszcze kilkanaście minut i kończę - oznajmił Henry.
- To przyjdź do laboratorium,,, nie mogę sobie poradzić z pewną próbką..
Poinformowawszy brata, zeskoczył z dachu na zaspę śnieżną i pobiegł do włazu wejściowego..
- Takiemu to dobrze - jeszcze raz mruknął Henry..
Śnieżyca trochę zmalała, ale wiatr nadal zawodził jak opętany. Było już południe i świat powoli pogrążał się w szarości. Tymczasem na dachu Osady krucha ludzka istota walczyła z naprawą jeszcze kruchszego sprzętu..
- Zaraz to pierdolnę... przysięgam ... prawie trzy godziny na mrozie to lekka przesada.. - zaklął głośno Henry..
Naprawa pod koniec się skomplikowała, i Henry wychodził z siebie by naprawić delikatną aparaturę przekaźnikową.
- Niee no, mam to w dupie !!! - krzyknął rozwścieczony - Zaraz będzie ciemno i minus czterdzieści stopni mrozu.. Spadam stąd ..
Zaczął zbierać narzędzia, gdy usłyszał ciche szuranie. Słysząc je, rzekł :
- Co bracie, przyszłeś po mnie ?? Już się szykuję .. - rzucił nieodwracając głowy.
Szuranie się przybliżało, odgłos był coraz wyraźniejszy.
- No co jest Will ?? Język połknąłeś ?? - powiedział ... ale zamilkł.. Poczuł dziwny zapach ... odwrócił się i ujrzał czyjąś postać, ciemną i górującą nad nim. Wydłużona głowa, giętki ogon ... Gdy się zbliżył, błysnęły metaliczne zęby .. Usłyszał narastający syk, świst i poczuł, że leci w przepać..
...Pierwszy przebił obcemu klatkę piersiową ogonem, zrzucił go z dachu niskiej budowli prosto w zaspę u jej ściany. Poczuł się dumny, że potencjalne zagrożenie dla Królowej zostało unieszkodliwone... Pozostali są w środku ... czuł ich słaby zapach przez grube ściany budowli. Póki są tam zamknięci, nie stanowią na razie zagrożenia. Przyjdzie po nich później... Spojrzał jeszcze na leżące bez ruchu zwłoki, syknął z zadowoleniem i wielkimi susami udał się w stronę spowitego mrokiem lasu .... ____________________________________ SHIT HAPPENS
|
|
2003-02-13 14:09:03
|
|
|
|